.

piątek, 26 kwietnia 2013

PROLOG

J eżeli ktoś nie kocha cię tak jak­byś te­go chciał, nie oz­nacza to, że nie kocha cię on z całego ser­ca i po­nad siły.



Na peronie numer 9i¾ panował niesamowity gwar. W powietrzu unosiła się para wydobywająca się z komina czerwonej lokomotywy Ekspresu Hogwart. Ludzie krzątali się po płycie w każdą stronę z promiennymi uśmiechami. Średniego wzrostu dziewczyna o kasztanowych włosach stała przy ścianie szukając wzrokiem brązowej czupryny swojej najlepszej przyjaciółki. Zaczynała się o nią martwić, Rosie zawsze była na stacji przynajmniej na dwadzieścia minut przed odjazdem pociągu. Rudowłosa spojrzała na duży zegar wiszący na ścianie, dochodziła jedenasta, a po jej przyjaciółce nie było nawet śladu.

- Lily! – dziewczyna odwróciła się gwałtownie na dźwięk swojego imienia. Uśmiechnęła się szeroko, gdy burza brązowych włosów zasłoniła jej oczy. – Jak ja się za tobą stęskniłam!


- Ja za tobą też, ale teraz musimy wsiadać. Chodź zajęłam nam przedział. – Lily popchała w stronę pociągu wózek zkufrem Rosie. Już po kilku chwilach mgły zająć się beztroską rozmową.


- Jak spędziłaś wakacje? – zapytała Lily rozsiadając się wygodnie naprzeciwko Rosie, tuż pod oknem.


- Ah, pierwsze dwa tygodnie spędziłamw Hiszpanii, zwiedziłam Barcelonę, Madryt i wiele innych mniejszych miasteczek,Lily tam jest tak pięknie, nie chciałam stamtąd wyjeżdżać! Kolejne dwa tygodnie byłam na wsi u wujostwa, wiesz, oni mają małe gospodarstwo agroturystyczne, noclegi, konie i te sprawy. Właśnie zapomniałam Ci napisać,dostałam na urodziny od babci konia, piękną wysoką, gniadą klacz, ale Ciebie chyba to nie bardzo obchodzi … – dodała spoglądając na zamyśloną Lily. –Ej, Ruda! – szturchnęła ją nogą, a ta jakby wyrwała się z jakiegoś transu, popatrzyła na brunetkę nieobecnym wzrokiem.


- Mówiłaś coś? – zapytała rudowłosa podkurczając nogi i wciąż zerkając przez okno. Śledziła sylwetki czterech chłopaków, dwóch wysokich brunetów, nieco niższego od nich szatyna i całkiem niskiego blondyna. Śledziła każdy ich krok. Spojrzała na Rosie, która również podążyła wzrokiem swojej przyjaciółki.


- Myślisz, że przysiądą się do nas? –zignorowała jej pytanie.


- Na pewno. – Lily uśmiechnęła się doniej promiennie. – Potter nie przepuściłby takiej okazji, w końcu nie często może spędzić ze mną cały dzień w tak małym pomieszczeniu. – ledwo skończyła, ado przedziału wparowali Huncwoci – Syriusz Black „Łapa” o dłuższych kruczoczarnych włosach i oczach w kolorze burzowego nieba, James Potter„Rogacz”, brunet o orzechowych oczach, Remus Lupin „Lunatyk” szatyn o miodowych tęczówkach i Peter Pettigrew ”Glizdogon” szarooki chłopak o mysich włosach. Rozsiedli się jak to mieli w zwyczaju, James obok Lily, a Syriusz naprzeciwkoniego obok Rosie McRain, dalej usadowił się Peter, a swoje stałe miejsce obok Pottera zajął Remus.


- Jak wam minęły wakacje dziewczyny? –zagadnął Syriusz, z rozbawieniem patrząc na naburmuszoną Evans, która przylgnęła do okna, byle by siedzieć jak najdalej od James’a.


- Mnie wspaniale. – skwitowała brunetka uśmiechając się promiennie do swoich towarzyszy.


- Moje były przecudowne cisza, spokój, zero Pottera …


- Oj, Evans nie przesadzaj, przecieżnie jestem aż taki zły. – James uśmiechnął się do niej, co skwitowała tylko cichym prychnięciem. Chłopak nie zwrócił na to uwagi. – To co, umówisz się zemną? – zapytał łapiąc ją za rękę. Lily przeszedł dreszcz po całym ciele, gdytylko Potter dotknął jej skóry. Wyrwała ją czym prędzej i wstała z miejsca.


- Zapomnij. – rzuciła w jego stronę. Kiwnęła głową na swoją przyjaciółkę i obydwie wyszły na korytarz. – Rosie, ja tam nie wytrzymam. – stanęła przy oknie i wystawiła twarz do słońca. Wiatr owiał jej twarz, odgarniając do tyłu włosy. Wzięła głęboki oddech.


- Jak to nie? Zawsze wytrzymywałaś, przez sześć lat, co się zmieniło? – Rosie przysunęła się bliżej rudowłosej i spojrzała jej w oczy.


- Ja … ja sama nie wiem. Jak, jak on mnie wtedy złapał za rękę, coś mną drgnęło, przeszedł mnie dreszcz… – nie dokończyła, bo brunetka jej przerwała, z wielkim uśmiechem na twarzy.


- Lilka, Ty się zakochałaś! – niemalże wykrzyknęła. – Zakochałaś się w Jamesie Potterze. – dodała już znacznie ciszej patrząc na zdezorientowaną Lily.


- Co Ty pleciesz Rosie? – Ruda spojrzała na nią jak na kogoś niespełna rozumu. – On mi się nawet nie podoba i podobać nie będzie. – rzuciła Lily i ruszyła w stronę przedziału. McRain podążyła za nią śmiejąc się perliście.


- On nie jest wcale taki zły jak Ci się wydaje, Lily. – rzuciła Rosie zanim jeszcze weszły do przedziału.


- No nareszcie jesteście. –rozpromienił się Syriusz. – Gracie z nami w eksplodującego durnia? Albo w 

butelkę? – Black popatrzył się na brunetkę iście huncwockim spojrzeniem. Rosie spłonęła rumieńcem i odwróciła głowę w stronę Lily.

- Ja mogę grać w durnia. – odparła Evans, sadowiąc się wygodnie na miejscu obok Jamesa. Grali w tę magiczną grę dopóki do ich przedziału nie dotarła Czarownica sprzedająca słodycze.


- Kupujecie coś kochaneczki? –zapytała uśmiechając się do nich serdecznie. Wszyscy kupili sobie to co chcieli, a Peter jak zwykle najwięcej.


- Czytaliście w Proroku o tych tajemniczych morderstwach? – zaczął rozmowę James, spoglądając na nich. Remus podniósł wzrok znad czytanej książki, a Syriusz popatrzył na przyjaciela.


- Ja czytałam, to straszne. Takie masowe zabójstwa … najgorsze jest to, że ten kto to robi nikogo się nie boi, nikogo oprócz Dumbledore’a. – mruknęła Rosie odgryzając swojej czekoladowej żabie głowę. – Podobno obrał sobie za cel mugoli, mugolaków i charłaki, ale też czarodzieje czystej krwi, którzy mu się sprzeciwią nie są bezpieczni.


- Dobrze, że w Hogwarcie mamy Dumbledore’a. – powiedział Syriusz wracając do pałaszowania swoich fasolek wszystkich smaków Bertiego Botta. Oficjalnie tylko Huncwoci i Lily wiedzieli,że rodzina Blacka w większości należy do popleczników czarnoksiężnika – Toma Riddle’a, nieoficjalnie wiedział o tym cały świat czarodziejów. Podniósł oczyna swojego przyjaciela siedzącego naprzeciwko niego, ten tylko kiwnął głową na znak, że wie o co chodzi. Porozumiewali się niemal bez słów, byli najlepszymi przyjaciółmi, znali się jak bracia. To właśnie do niego przyszedł Syriusz, gdy uciekł z domu. Bywał u niego na wakacje wiele razy i wiedział, że Dorea, matkaPottera, nie wyrzuci go na próg, wręcz przeciwnie, przyjęła go z otwartymi ramionami, nie licząc oczywiście tej ostrej reprymendy z jej strony.


Lily spojrzała przez okno, robiło się coraz ciemniej, mimo, że dochodziła dopiero 14. Niebo zaniosło się burzowymi chmurami. Evans wzdrygnęła się, gdy niemalże granatowe chmury przecięła długa błyskawica.


- Wszystko w porządku? – zapytał James, widząc jak rudowłosa zadrżała, ta tylko uśmiechnęła się delikatnie w jego stronę i przytaknęła. Spojrzała znowu przez okno i pogrążyła się w rozmyśleniach. Pomyślała o Potterze, ‘On nie jest wcale taki zły jak Ci się wydaje, Lily’, może to co powiedziała Rosie jest prawdą. James rzeczywiście zmienił się przez ostatnie miesiące, nie tylko z wyglądu, chociaż trzeba przyznać, że po tych wakacjach wygląda na dużo starszego. Jest znacznie wyższy i bardziej umięśniony, podobnie jak Syriusz, a mocna opalenizna podkreśla kolor jego oczu. Wydoroślał również z charakteru, w te wakacje, nie zasypał jej milionem listów miłosnych, nie pyta jej się co dziesięć minut czy się z nim umówi. Spojrzała na niego, siedział pochylony, łokcie oparte miał na kolanach, a palce splótł ze sobą, rozmawiał z Syriuszem i Rosie. Uśmiechnął się ukazując swoje idealnie równe, białe zęby. Kąciki jej ust drgnęły i nieznacznie uniosły się ku górze. Potrząsnęła niewidocznie głową aby odrzucić od siebie te myśli. Lily Evans nie może w TEN SPOSÓB myśleć o Jamesie Potterze. Gdy zobaczyła, że jej przyjaciółka już śpi, sama przymknęła oczy,opierając głowę o chłodną szybę, po której zaczęły spływać pierwsze krople deszczu.


Ruda ocknęła się, gdy w przedziale świeciło się już światło. Wszyscy jej przyjaciele pogrążeni byli w głębokim śnie. Pociąg sunął po szynach, a za oknem już na dobre rozszalała się burza. Dopiero po chwili zorientowała się, że okryta jest granatową bluzą Jamesa, a jego głowa niemalże spoczywa na jej ramieniu. Okulary zsunęły mu się z nosa i niebezpiecznie chybotały na jego końcu. Lily ujęła delikatnie oprawki w dwie dłonie i uważając żeby nie obudzić chłopaka zdjęła je odkładając na rozkładany stolik znajdujący się pod oknem. Brunet drgnął i poprawił się wygodniej w fotelu. Wyszła po cichu z przedziału i przebrała się w szatę. Stanęła pod oknem w dalszej części pociągu. Obserwowała przez chwilę strużki wody spływające po szybkie, dopóki ktoś nie położył dłoni na jej ramieniu. Odwróciła się i zobaczyła przed sobą średniego wzrostu bladego chłopaka o ziemistej cerze i dłuższych, czarnych, przetłuszczonych włosach oraz tego samego koloru oczach. Świdrował ją wzrokiem znad długiego haczykowatego nosa.


-Snape! – warknęła i odsunęła się dwa kroki w tył, jakby z obrzydzeniem.


-Lily … – zaczął, jednak rudowłosa gwałtownie mu przerwała.


-O, już nie jestem szlamą?! – prychnęła wymijając go. Severus jednak niepozwolił jej tak szybko odejść, złapał ją za nadgarstek, powstrzymując tym samym. – Czego chcesz? – wycedziła przez zęby wyszarpując dłoń z jego uścisku.Wcale nie obchodziło jej co chce od niej jej dawny przyjaciel, wiedziała, że znowu będzie próbował przepraszać ją za incydent z piątego roku. Nie chciała go słuchać, nienawidziła go teraz całym sercem, mimo że to on wprowadził ją do wspaniałego świata magii. Jednym słowem przekreślił całą wieloletnią przyjaźń.


-Chciałem Cię przeprosić, ja wtedy nad jeziorem… uwierz mi, nie chciałem… -zająkał się i spuścił głowę, a tłuste włosy przysłoniły mu całą twarz.


-Nazwać mnie szlamą? Severusie, przecież tak nazywasz każdego, kto pochodzi z rodziny mugoli. Czym ja się od nich różnię? – rzekła z wyraźną ironią krzyżując ręce na piersi i spoglądając na sufit. – Zaraz pewnie się jeszcze dowiem, że to Huncwoci Cię zmusili do tego. – chłopak nic nie odpowiedział, stał tylko wpatrzony w czubki swoich wysłużonych butów. – Jesteś żałosny Snape. – powiedziała lustrując go piorunującym spojrzeniem. Severus podniósł na nią wściekły wzrok.


-A Ty jesteś fałszywa. – powiedział to cicho, jednak wystarczająco głośno by to usłyszała.


-Kto tu jest fałszywy?! – niemalże wykrzyknęła wyraźnie już poirytowana, robiąc krok w jego stronę. – To nie ja nazwałam swoją przyjaciółkę szlamą, żeby popisać się przed kumplami. – wbiła palec w jego klatkę piersiową, a w jej oczach zapaliły się niebezpieczne ogniki złości. Z przedziałów wychylali się uczniowie, ciekawi hałasu na korytarzu.


-Ty jesteś fałszywa! – ryknął – Przez pięć lat mówiłaś, że nienawidzisz tej szumowiny Pottera, a teraz jesteście najlepszymi przyjaciółmi. – brunet stanął w bojowej pozycji. Evans uśmiechnęła się ze złośliwą satysfakcją. Odgarnęła kasztanowe włosy do tyłu i położyła dłonie na biodrach.


-Widzisz Snape, ludzie się zmieniają, jedni na lepsze, a inni na gorsze. –rzuciła. Odwróciła się na pięcie i odeszła w głąb pociągu kierując się do przedziału dla prefektów. Do tej pory jeszcze odczuwała euforię z powodu małej blaszki z wygrawerowanym P, która przypięta była do jej hogwardzkiej szaty. Do przedziału dla prefektów weszła wściekła jak osa. Rozejrzała się po przedziale.Wszystkie fotele na oparciu naszyte miały godła swoich domów, tylko jedno miejsceopatrzone było herbem Hogwartu. Lily zajęła jeden z dwóch foteli Gryffindoru i czekała na Pottera. Do tej pory nie mogła uwierzyć, że profesor Dumbledore wybrał tego kretyna na prefekta Gryfonów. Po chwili d
o przedziału wparowała profesor McGonnagall, a tuż za nią James. Zastępczyni dyrektora wytłumaczyła zasady na jakich działają prefekci, przypomniała szkolny regulamin i oznajmiła, że prefektami naczelnymi zostają Lily Evans oraz Alannis Clearwater z Ravenclawu. Nauczycielka skończywszy swój wywód szybko opuściła przedział, a tuż za nią zaczęli wychodzić uczniowie.


– Może się przejdziemy? – rudowłosa ocknęła się z zamyślenia, na dźwięczny głos Jamesa,który zabrzmiał tuż przy jej uchu.


-TU, w pociągu? – zapytała nie kryjąc rozbawienia i uśmiechając się lekko. Chłopak nieco zmieszany kiwnął tylko głową i poczochrał swoje i tak już rozczochrane włosy. Jednak po chwili wyprostował się i przybierając huncwocki uśmiech skrzyżował ręce na klatce piersiowej.


-No Evans, nie daj się prosić. – oparł się ramieniem o ściankę przedziału, tuż przy wyjściu, zagradzając jej tym samym drogę.


-Nie. – spróbowała go wyminąć, ale bez skutecznie. Potter z refleksem szukającego złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie, oplatając ją drugą ręką w tali. W jej nozdrza uderzył przyjemny zapach jego męskich perfum. Musiała przyznać, że były całkiem ładne. Klepnęła go lekko otwartą dłonią w klatkę piersiową. – Puść mnie, bo… – warknęła rudowłosa próbując wyrwać się z jego silnego uścisku.


– Bo co?– zapytał zawadiacko rozluźniając nieco uścisk, jednak wciąż nie wypuszczając jej ze swoich ramion.


– Bo …po prostu mnie puść! – warknęła. W jej oczach zabłysnęły groźne ogniki, które zazwyczaj nie wróżyły nic dobrego. Potter wsadził ręce do kieszeni swoich granatowych dżinsów i posłał w jej stronę nieśmiały uśmiech. – Dziękuję. –powiedziała nieco zdziwiona, przygotowana była na znacznie dłuższą wymianę zdań. – Proponuję żebyśmy już wracali. – mruknęła rozprostowując spódniczkę i spoglądając na Jamesa, który patrzył na nią z mieszaniną rozbawienia i zdziwienia.


– My? –wyraźnie zaakcentował każdą literę tego słowa unosząc w górę brwi. Lily wywróciła oczami i wyszła z przedziału.


– Jeżeli chcesz tu zostać, to ja naprawdę nie będę miała nic przeciwko temu. – zaśmiała się perliście i ruszyła w stronę przedziału, który zajmowali jej przyjaciele.


– No nareszcie jesteście. – niemalże wykrzyknął Syriusz, gdy Lily, a zaraz za nią James otworzyli drzwi. Lily rozejrzała się po swoich przyjaciołach.


– Radzę wam przebrać się w szaty, bo zaraz będziemy w Hogwarcie. – siódmoroczni Gryfoni ledwo zdążyli się przebrać, a pociąg gwałtownie zahamował. Pościągali z półek swoje kufry i szybko ruszyli w stronę wyjścia, by uniknąć przepychania się wtłumie uczniów. Zgrabnie wyskoczyli z pociągu na płytę na stacji w Hogsmeade. Pomachali do Hagrida, który uśmiechnął się do nich serdecznie i zajęli powóz ciągnięty przez niewidzialne konie. W ogólnym rozbawieniu i wrzawie panującej wśród nich dojechali do Hogwartu. Przeszli przez Bramę Wejściową i wkroczyli do Wielkiej Sali. Zasiedli przy stole Gryffindoru na swoich stałych miejscach. Wkrótce, gdy wszyscy już siedzieli przed swoimi talerzami, drzwi Wielkiej Sali otworzyły się i wkroczyła przez nie profesor McGonagall z Tiarą Przydziału. Za nią maszerowała nieco przestraszona spora grupa pierwszorocznych. Ceremonia Przydziału co chwilę przerywana była salwami braw i okrzyków. Gdy każdy jedenastolatek został już przydzielony do odpowiedniego domu, powstał profesor Albus Dumbledore, dyrektor Hogwartu. Stanął przy mównicy i rozłożył ręce takjakby chciał objąć wszystkich uczniów jednocześnie.


– Witam Was moi kochani w nowym roku szkolnym. Tym razem chciałbym poinformować naszych nowych uczniów, jak i też tych starszych… – tutaj wyraźnie spojrzał w stronę Huncwotów, którzy w tej chwili zrobili miny niewiniątek. – … że wstęp do Zakazanego Lasu, jak jego nazwa wskazuje jest ZAKAZANY. – wyraźnie zaakcentował ostatnie słowo. – Proszę Was również o wyrozumiałość dla naszego nowego woźnego Argusa Filtcha. – znowu rzut oka na Huncwotów. – A teraz już więcej nie zanudzam, SMACZNEGO! – w momencie kiedy dyrektor szkoły zakończył swoje przemówienie, na pięciu długich stołach z nikąd pojawiły się góry jedzenia. Uczniowie dłużej nie czekając rozpoczęli Ucztę Powitalną. Lily nałożyła sobie dużo pieczonych ziemniaczków, a do kielicha stojącego przed nią wlała trochę soku dyniowego.


– Ruda, zostaw mi trochę tych ziemniaków. – Rosie szturchnęła ją lekko w żebra śmiejąc się perliście.


– Jestem głodna. – żachnęła się rudowłosa i zabrała się za pałaszowanie swojej kolacji.– Huncwotów się nie czepiasz jak pochłaniają niewyobrażalne ilości jedzenia. –uśmiechnęła się do niej popijając sok. Po skończonej uczcie, uczniowie zaczęli rozchodzić się do swoich dormitoriów. Prefekci po otrzymaniu haseł do swoich Pokojów Wspólnych ruszyli razem z pierwszorocznymi. Lily szybkim krokiem prowadziła grupę jedenastolatków. Co jakiś czas spoglądała na Jamesa, który opowiadał coś zawzięcie kilku chłopcom. Byli wpatrzeni w niego jak w obrazek, a Potterowi najwyraźniej bardzo to odpowiadało. Mówił do nich z przejęciem żywo gestykulując rękoma. Spojrzał na nią. Evans jak gdyby nigdy nic odwróciła głowę i jeszcze bardziej przyspieszyła.


– Hasło?– zapytała Gruba Dama widniejąca na dużym obrazie. Spojrzała na uczniów z wyższością i wyprostowała się jeszcze bardziej.


– Caput Draconis. – malowidło odsunęło się ukazując dziurę pod portretem, przez którą wszyscy przeszli. – To jest Pokój Wspólny Gryffindoru. Dormitoria chłopców znajdują się po prawej stronie, natomiast dziewcząt po lewej. Nie radzę chłopcom próbować wchodzić do dziewczyn. W sypialniach znajdują się już wasze rzeczy. Śniadanie o 9, proszę się nie spóźnić, a teraz dobranoc wszystkim. – to powiedziawszy uśmiechnęła się nieznacznie, a uczniowie zaczęli rozchodzić się w stronę swoich dormitoriów.


– Evans…- James oparł się o ścianę i popatrzył na dziewczynę zza swoich rogowych okularów. – …kiedy się ze mną umówisz? – posłał w jej stronę uśmiech. Mimo, że wiedział jaka będzie odpowiedź, chciał ją usłyszeć z jej ust.


- Spieprzaj Potter, z Tobą nigdy. – powiedziała szybko, nawet nie zastanawiając się nad wypowiadanymi słowami. Brunet wzruszył ramionami i ruszył w stronę schodów prowadzących do sypialni chłopców. Mijając dziewczynę stanął za nią i wyszeptał prosto do jej ucha.


- Przemyśl to. – rudowłosa wzdrygnęła się na dźwięk jego głosu, a on jak gdyby nigdy nic pomaszerował dalej do swojego dormitorium.


- Zapomnij! – wykrzyknęła jeszcze zanim chłopak całkowicie zniknął jej z pola widzenia. Ziewnęła przeciągle i również udała się do swojej sypialni.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz