.

środa, 29 maja 2013

ROZDZIAŁ III

Rozdział ten dedykuję Karolinie, bo przemogła się, przeczytała i poprawiła. :)
Dziękuję :*

Słońce leniwie wznosiło się ponad czubki drzew Zakazanego Lasu, błądząc po mokrej od rosy trawie. Pojedyncze promienie wspięły się na wysoką wieżę Gryffindoru i wpadły prosto w okno dormitorium Gryfonów z siódmego roku. Remus przetarł dłońmi zaspane oczy i powoli zwlókł się z łóżka. Rzucił przelotne spojrzenie na posłania swoich współlokatorów. Nie zdziwiło go to, że Jamesa i Syriusza nie było już w dormitorium. Dzisiaj mieli w planach duży kawał, więc przygotowania zaczęli jeszcze przed śniadaniem. Swoją drogą Lupin nie mógł zrozumieć toku myślenia swoich przyjaciół, jeżeli mieli zerwać się o świcie żeby pójść na lekcje, to przychodziło im to z wielką trudnością, jednak, gdy chodziło o jakiś dowcip lub o grę w quiditcha – pierwsi byli na nogach. Peter chrapnął donośnie, wyrywając tym samym Lunatyka z zamyślenia. Szatyn wstał i skierował się do łazienki. Po chwili w dormitorium usłyszał donośne śmiechy. Wyjrzał zza drzwi i ujrzał Rogacza i Łapę zwijających się ze śmiechu. 

            - Luniu! – zaczął Syriusz, nie mogąc wydobyć z siebie ani słowa. – Filtch…on…HAHAHAHAHAH…widział jak podkładaliśmy łajnobomby i wtedy otworzył te drzwi i one… HAHAHAHAHA… - nie był w stanie dokończyć, bo razem z Potterem roześmiali się tak głośno, że obudzili Pettigrew. Peter spadł z łóżka, co wywołało jeszcze większe rozbawienie wśród chłopców. W szampańskich nastrojach zeszli pospiesznie na śniadanie, a ich śmiech niósł się pustymi korytarzami zamku. Ich przyjaciółki już siedziały przy długim stole Gryffindoru, rozmawiając wesoło. Huncwoci żwawym krokiem podeszli do nich i przywitali się, siadając na swoich stałych miejscach. Kilka kanapek wylądowało na talerzu Remusa. Peter nałożył sobie górę tostów, którą po chwili zaczął pochłaniać, na co Rosie wykrzywiła twarz w geście obrzydzenia. Syriusz i James po szybkim zjedzeniu swoich pieczonych kiełbasek, zaczęli obrzucać się jajecznicą. Lily prychnęła groźnie, widząc to. Do Wielkiej Sali wleciała chmara sów, niosących listy do swoich właścicieli. Ptaki krążyły nad głowami uczniów, szukając odbiorców. Remus odwiązał od nóżki jednej z sów Proroka Codziennego i wrzucił jej kilka złotych galeonów do sakiewki. Poczęstował ją również kawałkiem tosta, po czym ta pohukując wesoło, odleciała.

            - Co piszą w Proroku? – rzuciła Rosie, gdy Lupin kończył czytać drugą stronę gazety. Lunatyk upił duży łyk ze swojego puchara.

            - Mówią o kolejnych mordach na mugolach i czarodziejach, to straszne. – westchnął ciężko, odkładając gazetę na stół i biorąc do ust swoją kanapkę.

            - W Hogwarcie jesteśmy bezpieczni. – powiedział dziarsko Syriusz, puszczając oczko do McRain. Brunetka zarumieniła się lekko. – Voldemort boi się Dumbledorea. – dodał już ciszej. Uśmiechnął się do dwóch Puchonek siedzących, za Lily.

            - Syriusz, czy musisz nawet przy śniadaniu? – Lily obrzuciła bruneta morderczym spojrzeniem.

            - Nic nie poradzę na to, że jestem boski, a Ty jesteś odporna na mój urok osobisty. – Łapa mrugnął do niej, za co dostał kuksańca w żebra od Jamesa. Evans wywróciła oczami i zaśmiała się pod nosem.

            - Evans, umówisz się ze mną? – Potter nachylił się nad stołem, patrząc rudowłosej głęboko w oczy.

            - Możesz się na patrzeć na mnie jak jem? – warknęła groźnie, połykając kęs. Rogacz, jakby na złość, jeszcze bardziej wlepił w nią swój wzrok. Lily westchnęła i kontynuowała jedzenie.

            - No Lilka, umów się ze mną, a będziesz najszczęśliwszą kobietą na świecie i już nigdy nie będę patrzył się na Ciebie jak jesz. – rudowłosa uniosła wysoko brwi, Syriusz wybuchnął śmiechem, Lupin prawie zakrztusił się sokiem, a Rosie zaczęła dziko chichotać.
Ze swojego miejsca podniósł się profesor Dumbledore. Głosy w Wielkiej Sali momentalnie ucichły. Wszyscy skierowali swój wzrok na dyrektora Hogwartu.

- Moi drodzy! Jak już pewnie niektórzy zdążyli się zorientować, za tydzień odbędzie się pierwsze w tym roku szkolnym wyjście do Hogsmeade. Przypominam, że pójść mogą tylko uczniowie od klasy trzeciej w górę, pod warunkiem, że mają podpisaną zgodę na wyjście. Pan Filtch dokładnie sprawdzi listę. Z wioski nie można przynosić rzeczy, które mogłyby być niebezpieczne. Lista rzeczy zakazanych znajduje się u woźnego, a teraz żegnam Was, miłej soboty! – to rzekłszy, talerze zalśniły czystością. Uczniowie powoli zaczęli rozchodzić się do swoich domów.

- To co Evans, pójdziesz ze mną? – głos Jamesa wdzięcznie zabrzmiał tuż przy uchu Lily. Ruda machnęła ręką, jakby chciała odgonić wyjątkowo upartą muchę.

- Potter, czy ty nie rozumiesz po ludzku? Nie, to proste słowo … - rudowłosa nawet nie zauważyła, kiedy w tłumie uczniów zniknęła z jej pola widzenia Rosie, a tuż po niej Remus, Peter i Syriusz.

            - Nie ma takiego słowa w moim prywatnym słowniku. – odezwał się już głośniej, wodząc wzrokiem po jej twarzy.

            - Twój prywatny słownik… – zaczęła z przekąsem, uśmiechając się ironicznie pod nosem. - …jest nieco wybrakowany. Znajdują się tam tylko: jestem James Potter, najwspanialszy z wspaniałych i Evans umówisz się ze mną? … – zakpiła, przedrzeźniając go.

            - Nie zupełnie. – zastanowił się chwilę z huncwockim uśmiechem na ustach. – Jeszcze od czasu przewijają się tam: Lily jest najpiękniejszą i najwspanialszą kobietą na świecie, a ja jestem w niej zakochany po uszy. – rudowłosa spłonęła rumieńcem, na co James wyszczerzył białe zęby i poczochrał swoje włosy. Evans prychnęła i weszła pomiędzy uczniów, gubiąc przy okazji Pottera. Rogacz zaśmiał się lekko pod nosem i kręcąc głową ruszył dziarskim krokiem w kierunku wieży Gryffindoru.

***



- Lilka, Lilka, Boże Ruda! – drzwi dormitorium Gryfonem z siódmego roku gwałtownie się otwarły i wbiegła przez nie zdyszana Rosie. Jedną rękę przycisnęła do piersi, a drugą oparła na kolanie. Zadyszała ciężko i wyprostowała się z szerokim uśmiechem. Lily patrzyła na nią wyczekująco. – Przed Grubą Damą stoi ten przystojny Krukon… Mark. Mark Fairth i on czeka na Ciebie. To znaczy kazał mi cię zawołać. – Rosie, posłała w jej stronę wesołe spojrzenie.

            - CO?! – rudowłosa zerwała się na równe nogi, patrząc na McRain jak na osobę niespełna rozumu. – Po cholerę? – wykrzywiła swoją twarz w grymasie niezadowolenia.
- Chce cię chyba zaprosić do Hogsmeade. – z twarzy brunetki, wciąż nie schodził promienny uśmiech. Rudej wcale nie było do śmiechu. Nie znała się na uwodzeniu mężczyzn, poza tym nie miała teraz ochoty na nowe znajomości. Powinna się skupić na nauce. Nie chciała nawet myśleć, co by się stało, gdyby o jej nowej znajomości dowiedział się James. No właśnie, Potter. Przez chwilę w głowie Lily zaistniał szatański plan umówienia się z Markiem, by zrobić na złość Rogaczowi. Jednak rudowłosa szybko odrzuciła od siebie ten pomysł. Dlaczego właściwie przejmuje się zdaniem znienawidzonego przez siebie dupka? Tuż obok stoi najprzystojniejszy Krukon, chcący zaprosić ją na randkę, a ona jak idiotka stoi na środku swojego dormitorium i zastanawia się co zrobić. Propozycja chłopaka powinna jej być na rękę, może jeżeli zgodzi się pójść z nim na randkę, to James raz na zawsze zostawi ją w spokoju? – Nie chcę z nim nigdzie iść. – mruknęła Lily, siadając zrezygnowana na łóżku. Tym razem to Rosie popatrzyła na nią z niedowierzaniem.

            - Ruda, za portretem Grubej Damy stoi jeden z najprzystojniejszych chłopaków w szkole, w dodatku czeka na Ciebie. Ba! Chce się z Tobą umówić na randkę, a Ty wyskakujesz mi tutaj, że nie chcesz z nim nigdzie iść?! – brunetka złapała się za głowę, jakby nie dowierzała w to co przed chwilą usłyszała.

- No tak, mniej więcej. – mruknęła. – Tylko musisz mu to powiedzieć. – Lily
wyszczerzyła w jej stronę zęby po czym wygodnie rozłożyła się na łóżku.

            - Skoro Ty nie chcesz, to ja się z nim umówię. – na jej twarz wdarł się zadziorny uśmiech i już po chwili nie było jej w dormitorium.

***

Remus pochylił się nad zapisanym kawałkiem pergaminu, który podsunął mu pod nos Potter. Skreślił kilka napisów i dopisał swoje pomysły, po czym uśmiechnął się pod nosem. Huncwoci siedzieli na podłodze w swoim dormitorium, obmyślając nowy kawał. Lupin wprowadzał gruntowne poprawki na planie, który narysowali James z Syriuszem. Rogacz opierał się o swoje łóżko, co jakiś czas śmiejąc się z historii opowiadanych przez Blacka, który siedział tuż obok niego. Naprzeciwko nich usadowił się Peter. Zasnął na siedząco, a zwisająca głowa podtrzymywana była przez zaklęcie, które rzucił Lunatyk.

            - Luniu, kończysz już? – mruknął Syriusz w momencie kiedy Remus postawił ostatnią kropkę.

            - Skończyłem. – rzekł z satysfakcją unosząc w górę pokreślony pergamin. Black i Potter wyrwali mu zapiski z rąk. Chwilę analizowali rysunki i zdania zapisane obok nich. Z każdym kolejnym przeczytanym kawałkiem ich uśmiechy stawały się szersze.

            - Remus to jest genialne! – wybuchnęli nagle. Peter zerwał się na równe nogi i trzymając w ręku różdżkę, rozglądał się nerwowo po pomieszczeniu. Chłopcy zaśmiali się jeszcze głośniej, widząc zdezorientowany wzrok Glizdogona.

            - Najlepiej jak zrobimy to za tydzień w niedzielę po wyjściu do Hogsmeade, tak, żeby na poniedziałek rano było już gotowe. Remus i Syriusz opuścili dormitorium chłopców, śmiejąc się donośnie z Petera, który leniwie poczłapał za nimi. James schował zwitek do szuflady w swojej szafce nocnej. Spod łóżka wyjął Mapę Huncwotów.

            - Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego. – stuknął różdżkę w pergamin i zaczęły pojawiać się na nim brązowe kreski i kropki. Odruchowo starał się odnaleźć tą oznaczoną napisem Lily Evans. Na widok znacznika Rosie, który znajdował się blisko tego opatrzonego napisem Mark Fairth, uśmiechnął się pod nosem. Rozejrzał się po wysłużonej Mapie. Jego wzrok zatrzymał się na punkcie podpisanym imieniem i nazwiskiem rudowłosej. Pogładził palcem ozdobne litery. Siedziała w dormitorium. Sama. Widząc, że kropka jej ukochanej poruszyła się i właśnie kieruje się do Pokoju Wspólnego, cisnął pergaminem na łóżko, wcześniej wypowiadając zaklęcie kończące. Zszedł po schodach i dołączył do swoich przyjaciół, siedzących przed kominkiem. Po chwili w pomieszczeniu pojawiła się Lily. Położyła się na kanapie, głowę układając na nogach Blacka. Przez chwilę jego serce ukuła igła zazdrości, jednak odepchnął od siebie tę myśl. Lily traktowała Syriusza jak brata, a Łapa nigdy nie poczułby nic więcej do Evans. Potter był zazdrosny o tę więź łączącą jego najlepszego przyjaciela i ukochaną. Chciał Rudą mieć przy sobie w każdej chwili, ale doskonale zdawał sobie sprawę, że nie pała do niego jakimś szczególnym rodzajem miłości. Jednak zauważył, że w tym roku nie rzuciła na niego jeszcze ani jednej klątwy za pytanie czy się z nim umówi, nie przestała się do niego odzywać po ostatnim patrolu, kiedy odeszła prawie bez słowa. Uśmiechnął się sam do siebie.

            - Rogaś, wszystko z tobą okej? Czemu szczerzysz się jak idiota? – Łapa rzucił w Jamesa poduszką, jednak ten z refleksem szukającego uniknął pocisku, który wylądował na głowie Remusa. Wszyscy zachichotali, nawet Lupin, poprawiając rozczochrane włosy.
Potter nie zdążył odpowiedzieć, bo w Pokoju Wspólnym pojawiła się Rosie. Rozsiadła się naprzeciwko Jamesa z lekkimi wypiekami na twarzy.

            - Nie wiem czy to o mnie powinniście się martwić… - mruknął James z huncwockim uśmiechem na twarzy, na co McRain spłonęła jeszcze większym rumieńcem. Lily na widok twarzy swojej przyjaciółki wybuchła perlistym śmiechem, a Remus chichotał jak głupi. Jedynie Łapa wydawał się nie wzruszony całą tą sytuacją.

            - Nie śmiejcie się ze mnie, to ja tu jestem górą nie wy. – powiedziała, krzyżując ręce na piersiach. – To ja mam randkę w sobotę nie wy! – dodała z tryumfalnym uśmiechem na twarzy. Black nagle bardzo zaciekawił się rozmową przyjaciół. Ruda zerwała się z takim impetem, że prawie złamała nos Syriuszowi. Brunet warknął coś w stylu: Takim uderzeniem mogłabyś powalić na nogi trolla.

            - Co?! Z kim?! – prawie wykrzyknęła Lily.

            - No z Markiem, ty nie chciałaś się z nim umówić, więc ja to zrobiłam. – McRain uśmiechnęła się promiennie. Tym razem to James włączył się do rozmowy.

            - Który Mark? – zapytał z zaciętością w głosie. Brunetka spojrzała na niego. Dobrze wiedziała, że Potter nie pyta się o nazwisko Krukano z ciekawości. Chciał wiedzieć, kto pragnął umówić się z JEGO Lily.

            - Mark Fairth. – mruknęła McRain, na co James pokiwał tylko głową, udając nieco zamyślonego. Po chwili ożywił się i cisnął poduszką w Syriusza. Łapa już chciał mu oddać, gdy w Pokoju Wspólnym pojawiła się profesor McGonagall. Rozejrzała się po pomieszczeniu, po czym podeszła do nich. Wszyscy wyprostowali się na swoich siedzeniach i przywitali z profesorką. Ta tylko kiwnęła głową i patrzyła z Jamesa na Lily i znowu na Rogacza.

            - Panno Evans, Panie Potter, proszę za mną. – powiedziała oschłym tonem i nie czekając na dwójkę Gryfonów ruszyła do wyjścia z Pokoju Wspólnego. Ruda i Rogacz jak na komendę zerwali się ze swoich miejsc i poczłapali za zastępcą dyrektora. Wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Rogacz już po chwili zorientował się, że idą w stronę gabinetu Albusa Dumbledorea. Potter nachylił się do rudowłosej. W jego nozdrza uderzył zapach jej słodkich perfum.

            - Idziemy do dyrektora. – szepnął, rozkoszując się wspaniałą wonią. Rudowłosą przeszedł dreszcz. Nie do końca wiedziała, czy to z powodu nienaturalnej bliskości Jamesa czy z powodu niemiłych wieści, które przekazał jej chłopak. Lily przełknęła głośno ślinę. Potter spojrzał na nią. Jej twarz momentalnie zbladła, a kilka niesfornych kosmyków kasztanowych włosów opadło na czoło. Weszli za profesorką do przestronnego okrągłego gabinetu. Na ścianach wisiały portrety wcześniejszych dyrektorów Hogwartu. Jedni uśmiechali się, inni machali do nich. Za dużym dębowym biurkiem z jednej strony siedział Dumbledore, a po drugiej stronie, jak się zorientowali prefekci innych domów. Kamień z serca Lily trochę opadł, jednak wciąż w napięciu oczekiwała tego co powie dyrektor. Zajęli swoje miejsca.

            - Witam was Kochani. Zebrałem was tutaj, bo mam niepokojące wieści. Ataki Voldemorta stały się rażące dla świata czarodziejów. Wczoraj zaatakował na zachodzie Anglii. Jest czternaście ofiar śmiertelnych i ponad sto czterdzieści rannych. Z moich źródeł wynika, że przemieszcza się w stronę Hogwartu. Jak wiecie tutaj jesteście całkowicie bezpieczni, jednak poza granicami zamku grozi wam niebezpieczeństwo. Bardzo was proszę o zwiększenie swojej czujności, informujcie mnie o każdym niepokojącym zjawisku. Dziękuję, na dzisiaj to tyle. – profesor uśmiechnął się dobrotliwie i wszyscy po kolei opuścili pomieszczenie. Schodząc po marmurowych schodach, jeden z prefektów Slytherinu popchnął Evans, tak, że z całym impetem wpadła na ścianę.

            - Uważaj jak chodzisz brudna szlamo! – powiedział Avery, przechodząc obok rudowłosej i śmiejąc się z niej. Dziewczyna nawet się nie obejrzała, a Ślizgom stał pod ścianą, trzymany przez Jamesa.

            - Przeproś ją! – warknął, przykładając mu różdżkę do gardła. Chłopak był w takim szoku, że nawet nie pomyślał o wyjęciu różdżki. Jego kolega natychmiast się ulotnił. – Przeproś powiedziałem! – powtórzył głośniej. Ślizgon tylko uśmiechnął się kpiąco.

            - Nie mam zamiaru, przepraszać SZLAMY. – wyraźnie zaakcentował ostatnie słowo.

            - Potter, puść go, sama dałabym sobie radę. – Evans wywróciła oczami, krzyżując ręce na piersi. James posłusznie puścił szaty Averego, a gdy ten wygładził ubranie i wyprostował się, Potter wziął zamach i uderzył chłopaka pięścią w nos. Ślizgon zasyczał donośnie i czym prędzej zaczął uciekać.

            - Pożałujesz tego! Ty i ta mała szlama! – krzyknął przez ramię, po czym zniknął za rogiem, zakrywając ręką krwawiący nos. James uśmiechnął się tryumfalnie widząc, że nawet na twarz Lily wpełzł nieśmiały uśmiech.

            - To nie było konieczne. – powiedziała i ruszyła przed siebie. – Naprawdę dała bym sobie radę z takim gnojkiem sama. – uśmiechnęła się lekko. – Aczkolwiek to było … imponujące. – zaśmiała się perliście, a okularnik jej zawtórował.

            - Moim obowiązkiem jest bronić bezbronnych niewiast! – krzyknął, wskakując na parapet i przybierając pozę rycerza. Rudowłosa przeszła obok kręcąc głową i chichotając pod nosem. Powoli kierowali się do wieży Gryffindoru, rozmawiając wesoło. Dopiero teraz Ruda zorientowała się, że Rogacz jest świetnym towarzyszem do rozmowy i wspólnych wygłupów.

***

            - Jak myślicie po co poszli z McGonnagal? – zagadnął Peter przerażonym głosem, gdy para przyjaciół zniknęła za portretem Grubej Damy.

            - Może profesorka miała już dość uganiania się Rogacza za Lilką i kazała jej się z nim umówić, pod groźbą szlabanu? – odpowiedział Syriusz, na co wszyscy wybuchli gromkim śmiechem.

            - Ale myślicie, że coś zrobili? – zapytała ponownie Rosie, opierając się na ramieniu Remusa i wpatrując w ogień w kominku.

            - Ruda? No co ty… - prychnął Syriusz. – To przykładna pani prefekt. Zostawmy to, dowiemy się jak przyjdą. – Black wyciągną się na kanapie i przymknął oczy, a ręce skrzyżował pod głową. Peter z Remusem gdzieś się ulotnili, a Pokój Wspólny opustoszał. Większość uczniów zdecydowanie wolała iść na spacer po błoniach niż siedzieć w czterech ścianach, gdy na zewnątrz świeciło słońce.

            - Łapa…- ciszę przerwała Rosie. - … mogę Cię o coś zapytać? – słysząc, mruknięcie ze strony chłopaka, kontynuowała. – Czy James naprawdę kocha Lilkę? – Black otworzył oczy i spojrzał na swoją towarzyszkę jak na wariatkę.

            - Oczywiście! – rząchnął się. – Nie dotarło to do Ciebie jeszcze po tylu latach wyzwań? – zaśmiał się głośno, na co McRain prychnęła jak rozjuszona kotka.

            - No dotarło, ale chodzi mi o to czy NAPRAWDĘ ją kocha… - wyraźnie zaakcentowała jedno słowo. Łapa popatrzył na nią uważnie i zmarszczył brwi. Rzeczywiście, jego przyjaciel nie należał do osób stałych w uczuciach, jednak Evans, w porównaniu do swoich wcześniejszych partnerek kochał. Co do tego nie miał wątpliwości. Rogacz był zakochany w tej małej, wrednej, rudej istocie po uszy.

            - Tak, inaczej nie mówiłby, że ją kocha. Evans to druga kobieta, której powiedział, że ją kocha. Pierwsza to jego matka. – sprostował z lekkim uśmiechem, widząc pytające spojrzenie dziewczyny. Oparł łokcie na kolanach i splótł palce ze sobą. Popatrzył Rosie głęboko w oczy. – Znam Rogacza na wylot i wiem, że Lily to pierwsza i ostatnia dziewczyna, którą kocha. – uśmiechnął się na widok, wchodzących do Pokoju Wspólnego roześmianych Lily i Jamesa. Potter rzucił się na kanapę obok Syriusza, a Ruda ułożyła się wygodnie na fotelu.

            - A może poszlibyśmy na spacer na błonia? Jest taka ładna pogoda. – zagadnęła brunetka, wstając i wygładzając ubrania. Przyjaciele zwlekli się ze swoich miejsc i wesoło gawędząc opuścili pomieszczenie.

Wyszli na zalane słońcem błonia. Wszędzie roiło się od uczniów, którzy korzystali z ostatnich ciepłych dni tego roku. Czwórka przyjaciół skierowała się pod duży dąb tuż nad jeziorem. Zawsze tam spędzali wolny czas. Syriusz z Jamesem usiedli na trawie, a dziewczyny zdjęły buty i brodziły w wodzie. Niespodziewanie obok nich, z wielkim pluskiem, do wody wpadł kamień, ochlapując je. Zaczęły krzyczeć, a ich śmiech poniósł się echem po rozległych błoniach.

            - BLACK! – zaśmiały się, szybko wybiegając w wody. Położyły się obok Huncwotów na trawie. Lily wystawiła twarz do słońca, a lekki wiatr omiatający jej twarz, bawił się kasztanowymi kosmykami jej włosów. Uśmiechnęła się do siebie, a przez jej ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Kąciki ust Pottera, widząc błogi wyraz twarzy rudowłosej również drgnęły.

            - Co chciała od was McGonagall? – zapytała Rosie, podpierając głowę na prawej dłoni. W drugiej ręce miętosiła źdźbło trawy.

            - Wzięła nas do dyrektora, na jakieś zebranie prefektów. Mówił nam o nowym ataku na wschodzie Anglii i że mamy być bardziej czujni.

            - Na zachodzie. – mruknęła Lily nie otwierając oczu.

            - Co ‘na zachodzie’? – spytał Potter nie bardzo rozumiejąc o co chodzi jego ukochanej.

            - No te ataki, to na zachodzie Anglii. – powiedziała. Zaśmiała się widząc jak zmarszczył brwi, myśląc intensywnie.

            - No może, wszystko jedno. – skończył temat. Uśmiechnął się promiennie do Rosie, na co ta tylko odwzajemniła gest.

            - Wiesz co Rogasiu? – zagadnął Syriusz. – Dawno nie spotkaliśmy na swojej drodze żadnego Ślizgona… - mruknął, udając zasmuconego. – A może oni po prostu nauczyli się, że nam nie można wchodzić w drogę? – zapytał rozpromieniony.

            - Tak Łapo, na pewno, sami będziemy musieli ich poszukać. Ale nie teraz… - poszedł w ślady dziewczyn i również wyłożył się na jeszcze zielonej trawie. Leżeli i rozmawiali długi czas, aż w końcu musieli wracać do zamku na obiad. Powoli powlekli się w stronę Wielkiej Sali. Przodem szła Rosie, żywo rozmawiając z Syriuszem, a kilka kroków za nimi wlekli się Lily i James.

            - Lily? – zapytał cicho Potter.

            - Tak?

            - Może poszłabyś ze mną do Hogsmeade za tydzień? – Evans oniemiała. Do tej pory odrzucała jego prośby o randkę. Jednak zawsze były dosyć napastliwe i nie do końca takie jakich ona oczekiwała. A teraz? Zrobił to wreszcie jak człowiek. – Nie na randkę, tak po prostu jak przyjaciele. Na kremowe piwo. – uśmiechnął się i potargał swoje i tak już rozczochrane włosy. Evans zastanowiła się, przystając na chwilę. Jej przyjaciele byli tak zajęci sobą, że nawet nie zauważyli, że oddalili się od nich na znaczną odległość.


            - No dobra, ale nie traktuj tego jako randkę, tylko jak spotkanie. – wywróciła oczami, gdy James podskoczył ze szczęścia i zaśpiewał sobie coś pod nosem, jednak w duszy zachichotała, widząc go takiego rozpromienionego. 

1 komentarz :