Tobie.
Za to, że się tutaj pojawiłeś.
Za to, że się tutaj pojawiłeś.
W walce o
marzenia lepiej przegrać parę drobnych potyczek, niż zostać pokonanym na całej
linii, nie wiedząc nawet, o co się walczyło.
Tydzień
dzielący mieszkańców domu lwa od wyjścia do Hogsmeade, minął jak z bicza trzasnął.
Nawet się nie obejrzeli, a już zabrzmiał dzwonek, kończącą ostatnią piątkową
lekcję. Uczniowie powoli powlekli się do swoich Pokojów Wspólnych. Również Lily
i Rosie poszły w stronę wieży Gryffindoru. Gdy znalazły się na piątym piętrze
dołączyli do nich Huncwoci. Syriusz zarzucił rękę na ramię Evans i uśmiechnął
się szarmancko.
- Ruda, Rogacz nam dzisiaj powiedział,
że się z nim umówiłaś! Rozumiesz to! DZISIAJ! – wykrzyczał ostatnie słowo,
jakby oczywistością było, to że Potter informuje ich o każdej sekundzie jego życia.
- Nie umówiłam. – rzekła, groźnie łypiąc na Jamesa. Ten jak gdyby nigdy nic wpatrywał się w nią maślanym wzrokiem.
- Lilka umówiłaś się z Rogaczem?! – wykrzyknęła Rosie. Kilka osób, które znajdowały się na korytarzu, popatrzyli się zdziwieni na grupkę przyjaciół.
- Nie umówiłam. – rzekła, groźnie łypiąc na Jamesa. Ten jak gdyby nigdy nic wpatrywał się w nią maślanym wzrokiem.
- Lilka umówiłaś się z Rogaczem?! – wykrzyknęła Rosie. Kilka osób, które znajdowały się na korytarzu, popatrzyli się zdziwieni na grupkę przyjaciół.
- Nie umówiłam się z nim do cholery!
– warknęła, zrzucając rękę Blacka ze swojego ramienia. – Zgodziłam się z nim
pójść na kremowe piwo! To nie randka! – dodała, widząc zadziorne uśmiechy
swoich przyjaciół. – Yhhh … co za kretyni. – mruknęła, kręcąc z politowaniem głową.
Ruszyła przodem, a po chwili obok niej maszerował Potter. Jej przyjaciele
oddalili się, idąc do wieży skrótem.
- To co nasze SPOTKANIE aktualne? – bardziej stwierdził niż zapytał, akcentując jedno słowo. Przystanęła na chwilę.
- No, chyba. – odpowiedziała niepewnie. Spojrzała na jego rozpromienioną twarz, a kąciki jej ust lekko drgnęły. Włosy sterczały mu w każdą stronę, za okularami kryły się czekoladowe oczy, w których paliły się wesoło ogniki szczęścia, a na usta wpełzł błogi uśmiech.
- To co nasze SPOTKANIE aktualne? – bardziej stwierdził niż zapytał, akcentując jedno słowo. Przystanęła na chwilę.
- No, chyba. – odpowiedziała niepewnie. Spojrzała na jego rozpromienioną twarz, a kąciki jej ust lekko drgnęły. Włosy sterczały mu w każdą stronę, za okularami kryły się czekoladowe oczy, w których paliły się wesoło ogniki szczęścia, a na usta wpełzł błogi uśmiech.
- To o jedenastej pod drogowskazem. –
Lily tylko kiwnęła głową i ruszyła przed siebie. Potter wciąż stał w jednym
miejscu, wciąż nie mogąc uwierzyć, w to, że jutro spotka się z Lily, sam na
sam, w Hogsmeade. Evans odwróciła się na odchodnym. Rogacz, tańczący jakiś
znany tylko sobie taniec szczęścia i krzyczący na całe gardło TAK TAK TAK! niemiłosiernie ją rozbawił.
Zachichotała i kręcąc głową, odeszła do wieży Gryffindoru.
***
- Która godzina? – zapytał
zdenerwowanym głosem Remus. Syriusz spojrzał na zegarek, stojący na jego szafce
nocnej.
- 17.50 – uśmiechnął się pod nosem.
- Dobra to ja idę. – odrzekną
Lunatyk, ale nawet nie drgnął ze swojego miejsca. Potter i Black parsknęli śmiechem,
jednak widząc karcący wzrok Lupina zaraz się uspokoili.
- Luniu, nie masz czym się przejmować.
– Łapa podszedł do przyjaciela i położył mu dłoń na ramieniu.
- Łatwo Ci powiedzieć, to nie Ty
masz futerkowy problem. – mruknął posępnie,
wlepiając wzrok w podłogę. Potter wywrócił oczami, krzyżując ręce na piersi.
- Jesteś Huncwotem, gwarantuję Ci, że
większość lasek w szkole oddałaby wszystko żeby z Tobą być. – Remus wydawał się
nie przekonany, jednak uśmiechnął się smutno do przyjaciela. Bez nich byłby
nikim. Ludzie, gdy tylko dowiadywali się o jego wilkołactwie odwracali się od
niego. A oni? Oni sami nauczyli zmieniać się w zwierzęta, w dodatku
nielegalnie. Ryzykowali wydalenie ze szkoły, a nawet potyczki z Ministerstwem
Magii, tylko i wyłącznie dla niego. Dla wilkołaka. Oni, dwie najbardziej
rozchwytywane w szkole osoby, poświęcili dla niego swoje kariery, a może i
nawet życie. Był im wdzięczny jak nikomu, nie wiedział jak ma im dziękować. To
była prawdziwa przyjaźń, Syriusz, James i Peter, byli jego najlepszymi
przyjaciółmi. Nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Idąc do Hogwartu myślał, że
jak zwykle będzie wyrzutkiem, a ta trójka sprawiła, że jego życie, z koszmaru,
stało się wspaniałą bajką. Pełnie księżyca nie bolały już tak bardzo, jednak za
każdym razem bał się, że podczas jego przemiany zrobi im krzywdę. Za każdym
razem odradzał im pójście z nim do Wrzeszczącej Chaty, ale oni protestowali i
mimo jego próśb, zawsze zmieniali się na tę jedną noc.
- No idź, bo się spóźnisz! –
powiedział Syriusz, wypychając przyjaciela za drzwi.
***
Ręce
trzęsły jej się niemiłosiernie. Nie potrafiła zebrać myśli, idąc się z nim
spotkać. A co jeśli nie przyjdzie? Co jeśli umówił się z nią, by później móc śmiać
się z niej? Tysiące myśli kłębiły się w głowie blond Krukonki, przemierzającej
opustoszałe korytarze Hogwartu. Szła szybkim tempem, rozglądając się nerwowo na
boki. Od Sali Wejściowej dzieliły ją tylko jedne schody. Wyjrzała zza rogu. Stał
tam, odwrócony tyłem do niej. Jej serce podskoczyło ze szczęścia, więc jednak
przyszedł. Oparła się o zimną ścianę z błogim uśmiechem. Zeszła po schodach,
gdy pokonywała ostatnie stopnie Remus odwrócił się i uśmiechnął delikatnie do
niej.
- Idziemy nad jezioro? – zapytał,
podając jej ramię. Blondynka uśmiechnęła się do niego. Kiwnęła głową i złapała
go pod rękę. Wyszli z zamku na zalane słońcem błonia i skierowali swoje kroki
nad spokojną taflę jeziora.
Remus,
jak na prawdziwego Huncwota przystało, ze swojej randki z piękną Cale nie wrocił
przed ciszą nocną. Po cichu wziął szybki prysznic, po czym wygodnie usadowił się
w łóżku. Jutro czeka go kolejny wspaniały dzień, który spędzi z Calanthe. Na
samą myśl o wspaniałej blondynce kąciki jego ust powędrowały ku górze. Uśmiech
z twarzy chłopaka nie zniknął, nawet gdy zasnął.
***
Do
okna dormitorium Gryfonów z siódmego roku zapukał dziobem duży puchacz. Chłopcy
spojrzeli po sobie. Peter wpuścił ptaka do pomieszczenia. Sowa zatoczyła duży
krąg pod samym sufitem, po czym z dumą wylądowała na poręczy łóżka Jamesa.
Potter odwiązał list od nogi ptaka. Jego oczy błądziły po drobno zapisanym
pergaminie. Na końcu uśmiechnął się, spoglądając na Syriusza z ulgą.
- Mama. – odpowiedział, widząc jego
pytające spojrzenie. – Pisze, że odwołali ich misję. – odetchnął z ulgą, na co łapa
uśmiechnął się szeroko. Cieszył się z tego powodu tak samo jak James. Traktował
Doreę i Chralusa jak swoich rodziców, a oni na każdym kroku podkreślali, że
jest dla nich jak drugi syn. Rogacz szybko napisał krótki list do rodziców, że
cieszy się, że nie wyjeżdżają, po czym razem z Syriuszem i Peterem zeszli na
kolację. Dosiedli się do dziewczyn.
- Gdzie Remus? – rzuciła Rosie,
nawet nie podnosząc wzroku znad Proroka Wieczornego.
- Czemu się tak nie martwisz jak
mnie nie ma? – rzucił Syriusz, nakładając sobie dużą porcję pieczonych
ziemniaków. McRain uniosła wysoko brwi, patrząc uważnie na chłopaka.
- Skąd wiesz? Może jak Ciebie nie ma
to Rosie umiera z tęsknoty? – rzuciła Lily. Zaśmiała się perliście, dając
brunetce kuksańca w bok, gdy ta spłonęła rumieńcem. McRain ukryła się za gazetą,
mrucząc jedynie coś w stylu zabiję Cię
Evans. Black zamruczał jak kot, szeroko się uśmiechając.
- No no, gdyby nie fakt, że mam
jutro randkę, zaprosiłbym Cię do Hogsmeade. – powiedział po czym całą buzię
upchał sobie pieczonymi ziemniaczkami. James parsknął śmiechem, na widok
swojego przyjaciela, a Lily odwróciła się z obrzydzeniem.
- Gdyby nie fakt, że mam jutro randkę,
może zgodziłabym się z Tobą iść do Hogsmeade. – warknęła. Cisnęła gazetą na stół,
po czym zabrała się za pałaszowanie swoich tostów. Syriusz chciał się coś
odezwać, jednak widząc karcące spojrzenie Evans, wrócił do jedzenia swojej
kolacji. Po posiłku wszyscy rozeszli się do swoich dormitoriów, oczywiście
Potter nie omieszkał kilkakrotnie przypomnieć jeszcze Rudej o ich jutrzejszym
spotkaniu.
***
Dormitorium
Gryfonek z siódmego roku pogrążone było we śnie. Już od dawna nie było tam tak
spokojnie. Gdy zadzwonił budzik Lily powoli zwlekła się z łóżka i skierowała się
do łazienki. Wzięła szybki prysznic i ubrała się. Nie chciała za bardzo się
stroić, jednak nałożyła lekki makijaż i upięła włosy.
- Lilka, wychodź no! – do drzwi łazienki
dobijała się McRain. – Jakaś drugoroczna była tu powiedzieć, że wzywa Cię
Dumbledore. – warknęła, siadając pod drzwiami.
- Nie Rose, tym razem się na to nie
nabiorę! – zaśmiała się lekko, przeglądając się w lustrze. Obcisłe spodnie
idealnie podkreślały jej zgrabne nogi, a luźny sweterek, sięgający trochę za
pupę, potęgował ten efekt. Uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze. Na lewą
rękę założyła złoty zegarek, który dostała od rodziców na piętnaste urodziny.
- RUDA NOO! – krzyknęła. Odetchnęła
z ulgą, gdy usłyszała szczęk zamka.
Evans wywróciła oczami, po czym opuściła łazienkę. Zachichotała, gdy
Rosie uniosła ręce w górę, jakby dziękując Bogu, że rudowłosa opuściła
pomieszczenie. Wychodząc, spryskała się jeszcze pięknie pachnącymi perfumami.
Szybkim krokiem przemierzała korytarze zamku, byleby tylko zdążyć na śniadanie
przed Huncwotami, a szczególnie przed Jamesem. Może było to śmieszne, ale poczuła
się głupio na samą myśl, że miałaby stanąć teraz twarzą w twarz z Potterem. W
pośpiechu zjadła śniadanie, po czym mijając w wejściu Rosie, szybko opuściła
Wielką Salę.
O
wpół do jedenastej razem z McRain stanęły na końcu długiej kolejki uczniów stojących
w Sali Wejściowej. Woźny Hogwartu dokładnie sprawdzał czy nazwisko każdego
ucznia znajduje się na liście. W połowie drogi rozeszły się. Lily skierowała się
główną drogą w stronę Hogsmeade, a Rosie czmychnęła na spotkanie z Markiem.
Evans spochmurniała. Zaraz miała spotkać się z chłopakiem, którego do tej pory
nienawidziła. Nie znosiła jego towarzystwa, zachowania, wyglądu. Nie potrafiła
przyznać się sama przed sobą, że to randka. W oddali ujrzała niewyraźny zarys męskiej
sylwetki. Na chwilę przystanęła. Wzięła głęboki wdech, po czym głośno wypuściła
powietrze. Denerwowała się. Denerwowała się jak cholera, chociaż sama nie
wiedziała dlaczego. Ręce trzęsły jej się ze zdenerwowania, chociaż sama próbowała
siebie przekonać, że to z zimna. Wiatr mocno wiał, rozwiewając jej kasztanowe włosy
we wszystkie strony. Warknęła, gdy jeden kosmyk spadł na jej czoło. Szybko odgarnęła
go zmarzniętą dłonią. Mimo słońca, bywało naprawdę zimno. Jednego dnia
temperatura sięgała prawie trzydziestu stopni, a drugiego potwornie lało i rtęć
w termometrze wskazywała zaledwie dziesięć kresek. To była właśnie jedna z
takich ponurych sobót. Zimno, wiało, a nad głowami uczniów pędzących do wioski
wisiały ciężkie deszczowe chmury. James stał odwrócony do niej tyłem.
Nonszalancko wsparł się ramieniem na wysokim drogowskazie. Miał na sobie jasną
dżinsową koszulę i ciemne spodnie z tego samego materiału. Na wierzch zarzucony
miał czarny sportowy płaszcz, a jego włosy sterczały we wszystkie strony.
Podeszła bliżej, a w jej nozdrza uderzył zapach jego perfum. Lily, chcąc nie
chcąc, musiała przyznać, że były naprawdę ładne i pewnie już nie jednej dziewczynie
ich zapach zawrócił w głowie.
- Ymm… cześć, James. – przywitała,
go lekkim uśmiechem. Chłopak natychmiast wyprostował się. Jego prawa dłoń powędrowała
w stronę włosów z zamiarem zrobienia jeszcze większego bałaganu na głowie.
Odwzajemnił jej uśmiech. Mimo zwykłego stroju, wyglądała pięknie. Potter nie
mógł oderwać od niej wzroku. Zaróżowione od chłodu policzki dodawały jej uroku.
- Idziemy? – odezwał się po chwili
milczenia, kierując wzrok w stronę wioski. Ruda przytaknęła, po czym ruszyli
drogą, nie zwracając uwagi na zaciekawione i nieco zdziwione spojrzenia innych
uczniów.
***
Rosie
uśmiechnęła się szeroko, do chłopaka siedzącego przed nią, a ten odwzajemnił
gest. Spotkali się w jednej z kameralnych herbaciarni w Hogsmeade. Z dala od
innych uczniów i nauczycieli. Dobrze wiedziała, że nic z tego nie będzie, ale
jedno spotkanie im nie zaszkodzi. Zdecydowanie do siebie nie pasowali. On ułożony
chłopak, który na pierwszym miejscu stawia wykształcenie i ona, dziewczyna lubiąca
się zabawić, która dla swoich przyjaciół zrobiłaby wszystko.
***
- Proszę, jeszcze tylko jeden sklep!
Proszę, proszę, proszę, proszę, proszę! – James próbował zaciągnąć Lily do
sklepu ze sprzętem do Quiditcha. Evans wywróciła oczami.
- No dobrze, ale tylko na chwilę. Jestem
głodna! – mruknęła, robiąc urażoną minę. Potter ucieszył się jak dziecko, po
czym wbiegł do sklepu. Rudowłosa weszła tuż za nim. Nie musiała się godzić, mogła
po prostu odejść w drugą stronę i nie przejmować się tym co zrobi Rogacz.
Jednak była tu z NIM i to ją zobowiązywało do spędzania czasu z NIM. Mogła
przecież w każdej chwili iść poszukać Rosie, czy Syriusza, ale wolała spacerować
po wiosce z Potterem i śmiać się z jego żartów. Chyba jeszcze nigdy nie śmiała
się tak głośno, czasami aż do łez. Stał pośród małego tłumu, który utworzył się
w sklepiku. Wyraźnie odznaczał się na tle innych uczniów. Był znacznie
przystojniejszy niż większość chłopaków w pomieszczeniu, miał najbardziej
rozczochrane z nich wszystkich włosy i od niektórych był wyższy nawet o głowę,
mimo, że część z nich była w jego wieku. Dokładnie oglądnął WSZYSTKIE artykuły
w sklepie, po czym podszedł do Rudej. Nie była zła, wręcz przeciwnie, lekko uśmiechała
się, widząc jego maślany wzrok wlepiony w najnowszy podręczny sprzęt do pielęgnacji
mioteł.
- No to teraz, zabieram Cię na …. –
rozejrzał się dookoła. - …co chcesz. – powiedział w końcu z błyskiem w oku.
Rudowłosa zamyśliła się chwilę.
- Na ciasto i kremowe piwo? – zapytała,
spoglądając na niego wyczekująco.
- Ty wybierasz. – uniósł ręce, tak
jakby poddawał się.
- Ale najpierw jeszcze pójdziemy w
jedno miejsce. – uśmiechnęła się sama do siebie, po czym ruszyła przodem. James
żwawo poszedł za dziewczyną, opowiadając jej kolejną śmieszną historię, o tym
jak to Syriusz chciał w wakacje zmienić kolor włosów Rogaczowi na wściekle różowy,
jednak zrobił to tak nieporadnie, że eliksir wypił sam, a mama Pottera nie
wiedziała jak odczynić zaklęcie. Black przez dwa tygodnie chodził w różowych włosach.
Weszli do niewielkiego sklepiku. Dookoła poustawiane były szklane lady, a w
nich leżała piękna biżuteria wykonana ze srebra i złota. Evans chwile oglądała
zamknięte na klucz naszyjniki, po czym zdecydowała się zmierzyć jeden. Na
cienkim złotym łańcuszku, wisiało średniej wielkości serduszko zrobione z tego
samego metalu. Przejrzała się w lustrze, gdy zapięła wisiorek na szyi. Naprawdę
był piękny. Piękny i drogi. Sto pięćdziesiąt galeonów to nie błaha sprawa. Jednak obiecała
sobie, że następnym razem go kupi. Potter stał oparty o ladę i spoglądał na dziewczynę.
Uśmiechała się do swojego odbicia w lustrze, a w jej oczach paliły się małe
ogniki szczęścia, gdy przyglądała się łańcuszkowi. Kąciki jego ust lekko drgnęły
ku górze. Zdjęła naszyjnik. Oddała go starszej kobiecie, która popatrzyła na
nich nieobecnym wzrokiem.
- Idziemy? – Lily odwróciła się do
Jamesa.
- Poczekaj chwilę, chcę się coś
zapytać … wiesz, mama ma urodziny. – mrugnął do niej okiem.
- Ahh... młodzi, piękni, zakochani.
- rozmarzyła się ekspedientka. Lily z Jamesem spojrzeli na siebie.
- Nie nie, my nie jesteśmy razem. -
zaprzeczyła szybko zmieszana Evans, a Potter niechętnie jej przytaknął. Kobieta
westchnęła jakby nie usłyszała tego co powiedziała przed chwilą Ruda. Lily
zignorowała to, jednak miała wrażenie, że spłonie żywcem ze wstydu. Sugestia
sprzedawczyni, że jest dziewczyną Rogacza, jednocześnie przeraziła ją, ale jej żołądek
został ściśnięty jakby niewidzialnym sznurem dezorientacji. Jej jedna część była
zdruzgotana całą tą sytuacją, a druga jakby chciała się cieszyć, ale blokowana
była przez pierwszą cząstkę jej duszy. Jamesowi najwyraźniej cała ta sytuacja
bardzo odpowiadała, bo uśmiechał się lekko, a w jego czekoladowych oczach tańczyły
wesoło ogniki szczęścia. - Okej, to czekam na zewnątrz. – wyszła z
pomieszczenia. Jej oczy wciąż świeciły się, tak jakby ktoś zapalił w nich świeczki.
Jeszcze nigdy nic tak jej się nie spodobało. Westchnęła cicho. Zdawała sobie
sprawę, że te pieniądze mogłaby przeznaczyć na coś innego, jednak postanowiła, że
odłoży trochę i przy najbliższej okazji kupi sobie wisiorek.
- Już jestem. – gdy przyszedł James,
skierowali się do Trzech Mioteł. Evans miała nadzieję, że będą tam ich znajomi,
jednak zdziwiła się, gdy w tłumie uczniów nie odnalazła twarzy swoich przyjaciół.
W duszy jednak wiedziała, że każde z nich wolało zaszyć się ze swoim ukochanym
czy ukochaną w jakimś bardziej przytulnym i romantycznym miejscu. Nie przerażała
ją już wizja wspólnej rozmowy z Rogaczem, jednak nie narzekałaby, gdyby dołączyli
do nich pozostali Huncwoci lub Rosie. Gdyby sześć miesięcy temu ktoś powiedziałby
jej, że spędzi cały dzień z Potterem w Hogsmeade, w dodatku z własnej
nieprzymuszonej woli, to pomyślałaby, że jest niespełna rozumu. A teraz? Co
chwilę znajdywali nowe tematy do rozmów, James zasypywał ją toną śmiesznych
opowieści, a ona opowiadała mu o różnych sytuacjach, które spotkały ją i Rosie.
Zajęli jeden ze stolików stojących pod ścianą. Zdjęli okrycia wierzchnie i
usadowili się wygodnie na swoich miejscach. Po chwili podeszła do nich młoda
kelnerka i złożyli zamówienie. Czas spędzony w Trzech Miotłach minął im w miłej
atmosferze. Jedząc swoje ciasta i popijając kremowe piwo co jakiś czas
wybuchali śmiechem. Lily sama zdziwiona była swoim zachowaniem, tego dnia, ani
razu nie pokłóciła się z Rogaczem. Ani razu nie wydarła się na niego, a on ani
razu nie zrobił nic głupiego. Evans bała się przyznać do tego, ale naprawdę to
spotkanie spodobało jej tak bardzo, że obiecała sobie, że kiedyś jeszcze wyjdą
gdzieś z Jamesem. Tak zwyczajnie. Po przyjacielsku.
***
- Ummm … Rosie? – Mark zniżył głos
do poziomu szeptu.
- Tak?
- Może chciałabyś, no wiesz, być, ze
mną? – spojrzał na nią uważnie. Wyglądała na zaskoczoną, a jej twarz skamieniała.
Usta miała lekko otwarte, a wzrok skierowała na twarz chłopaka. Przecież nie
chciała się teraz z nikim wiązać. Zresztą Rosie i Mark nie znali się w ogóle.
McRain umówiła się z nim, tylko i wyłącznie z nadmiaru wolnego czasu, który miałaby
spędzić samotnie.
- Co? – wydukała w końcu. Była w
szoku. Nie spodziewała się tego. Nie chciała tego. Umówiła się z nim, tylko po
to, żeby kolejny raz nie iść do wioski samej. Wstała gwałtownie ze swojego
miejsca. – Nie, przepraszam. – rzuciła krótko, po czym opuściła herbaciarnię.
***
Remus
spacerując uliczkami Hogsmeade, z Calanthe przy swoim boku czuł się taki szczęśliwy.
Nic innego nie liczyło się dla niego w tej chwili. Tylko ona. Dziewczyna też
wyglądała na szczęśliwą. Uśmiechała się i co jakiś czas spoglądała w górę na
twarz swojego ukochanego. Przeszli obok siedzących na ławce Syriusza i jego kolejnej zdobyczy, po czym pocałowali się
namiętnie, pod wysoką wierzbą. Cale uśmiechnęła się, spoglądając prosto w
miodowe oczy Lupina. Gdy ten odwzajemnił gest, przytuliła się do niego, a chłopak
objął ją szczelnie ramionami. Był taki szczęśliwy. Już nie pamięta kiedy
ostatni raz miał wrażenie, że ze szczęścia mógłby przenosić góry. Uśmiechnął się,
delikatnie całując blondynkę w czubek głowy.
O BOŻE , O BOŻE , O BOŻE . ! Chcę następny rozdział i to już , mam nadzieję że jakoś się wyrobisz . :D A tak naprawdę to kiedy ciąg dalszy . ?
OdpowiedzUsuńNastępny rozdział o 12 :D Był już wczoraj wieczorem, ale postanowiłam publikację przenieść na dzisiaj :D Hehehe, nawet nie wiesz jak bardzo cieszę się, że komuś się TO podoba :*
UsuńBuziaki
Cyziulka
Dziękuję za wizytę na naszym blogu! Te opowiadania są Twoje? Widzę tutaj bohaterów z serii Pottera, jest to dalszy ciąg czy jakieś anegdoty związane z serią o Harrym? Przepraszam że jeszcze nie przeczytałam ale na pewno to zrobię, jest tego trochę a przyszło lato i tyle pracy jest.. ale na pewno jeszcze tu zajrzę,poczytam i skomentuje ponownie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Magda:*
http://handmadeowo.blogspot.com/