.

sobota, 8 czerwca 2013

ROZDZIAŁ IV

Tobie.
Za to, że się tutaj pojawiłeś.

W walce o marzenia lepiej przegrać parę drobnych potyczek, niż zostać pokonanym na całej linii, nie wiedząc nawet, o co się walczyło.


Tydzień dzielący mieszkańców domu lwa od wyjścia do Hogsmeade, minął jak z bicza trzasnął. Nawet się nie obejrzeli, a już zabrzmiał dzwonek, kończącą ostatnią piątkową lekcję. Uczniowie powoli powlekli się do swoich Pokojów Wspólnych. Również Lily i Rosie poszły w stronę wieży Gryffindoru. Gdy znalazły się na piątym piętrze dołączyli do nich Huncwoci. Syriusz zarzucił rękę na ramię Evans i uśmiechnął się szarmancko.

            - Ruda, Rogacz nam dzisiaj powiedział, że się z nim umówiłaś! Rozumiesz to! DZISIAJ! – wykrzyczał ostatnie słowo, jakby oczywistością było, to że Potter informuje ich o każdej sekundzie jego życia.

            - Nie umówiłam. – rzekła, groźnie łypiąc na Jamesa. Ten jak gdyby nigdy nic wpatrywał się w nią maślanym wzrokiem.

            - Lilka umówiłaś się z Rogaczem?! – wykrzyknęła Rosie. Kilka osób, które znajdowały się na korytarzu, popatrzyli się zdziwieni na grupkę przyjaciół.

            - Nie umówiłam się z nim do cholery! – warknęła, zrzucając rękę Blacka ze swojego ramienia. – Zgodziłam się z nim pójść na kremowe piwo! To nie randka! – dodała, widząc zadziorne uśmiechy swoich przyjaciół. – Yhhh … co za kretyni. – mruknęła, kręcąc z politowaniem głową. Ruszyła przodem, a po chwili obok niej maszerował Potter. Jej przyjaciele oddalili się, idąc do wieży skrótem.

            - To co nasze SPOTKANIE aktualne? – bardziej stwierdził niż zapytał, akcentując jedno słowo. Przystanęła na chwilę.

            - No, chyba. – odpowiedziała niepewnie. Spojrzała na jego rozpromienioną twarz, a kąciki jej ust lekko drgnęły. Włosy sterczały mu w każdą stronę, za okularami kryły się czekoladowe oczy, w których paliły się wesoło ogniki szczęścia, a na usta wpełzł błogi uśmiech.

            - To o jedenastej pod drogowskazem. – Lily tylko kiwnęła głową i ruszyła przed siebie. Potter wciąż stał w jednym miejscu, wciąż nie mogąc uwierzyć, w to, że jutro spotka się z Lily, sam na sam, w Hogsmeade. Evans odwróciła się na odchodnym. Rogacz, tańczący jakiś znany tylko sobie taniec szczęścia i krzyczący na całe gardło TAK TAK TAK! niemiłosiernie ją rozbawił. Zachichotała i kręcąc głową, odeszła do wieży Gryffindoru.

***

            - Która godzina? – zapytał zdenerwowanym głosem Remus. Syriusz spojrzał na zegarek, stojący na jego szafce nocnej.

            - 17.50 – uśmiechnął się pod nosem.

            - Dobra to ja idę. – odrzekną Lunatyk, ale nawet nie drgnął ze swojego miejsca. Potter i Black parsknęli śmiechem, jednak widząc karcący wzrok Lupina zaraz się uspokoili.

            - Luniu, nie masz czym się przejmować. – Łapa podszedł do przyjaciela i położył mu dłoń na ramieniu.

            - Łatwo Ci powiedzieć, to nie Ty masz futerkowy problem. – mruknął posępnie, wlepiając wzrok w podłogę. Potter wywrócił oczami, krzyżując ręce na piersi.

            - Jesteś Huncwotem, gwarantuję Ci, że większość lasek w szkole oddałaby wszystko żeby z Tobą być. – Remus wydawał się nie przekonany, jednak uśmiechnął się smutno do przyjaciela. Bez nich byłby nikim. Ludzie, gdy tylko dowiadywali się o jego wilkołactwie odwracali się od niego. A oni? Oni sami nauczyli zmieniać się w zwierzęta, w dodatku nielegalnie. Ryzykowali wydalenie ze szkoły, a nawet potyczki z Ministerstwem Magii, tylko i wyłącznie dla niego. Dla wilkołaka. Oni, dwie najbardziej rozchwytywane w szkole osoby, poświęcili dla niego swoje kariery, a może i nawet życie. Był im wdzięczny jak nikomu, nie wiedział jak ma im dziękować. To była prawdziwa przyjaźń, Syriusz, James i Peter, byli jego najlepszymi przyjaciółmi. Nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Idąc do Hogwartu myślał, że jak zwykle będzie wyrzutkiem, a ta trójka sprawiła, że jego życie, z koszmaru, stało się wspaniałą bajką. Pełnie księżyca nie bolały już tak bardzo, jednak za każdym razem bał się, że podczas jego przemiany zrobi im krzywdę. Za każdym razem odradzał im pójście z nim do Wrzeszczącej Chaty, ale oni protestowali i mimo jego próśb, zawsze zmieniali się na tę jedną noc.

            - No idź, bo się spóźnisz! – powiedział Syriusz, wypychając przyjaciela za drzwi.

***

Ręce trzęsły jej się niemiłosiernie. Nie potrafiła zebrać myśli, idąc się z nim spotkać. A co jeśli nie przyjdzie? Co jeśli umówił się z nią, by później móc śmiać się z niej? Tysiące myśli kłębiły się w głowie blond Krukonki, przemierzającej opustoszałe korytarze Hogwartu. Szła szybkim tempem, rozglądając się nerwowo na boki. Od Sali Wejściowej dzieliły ją tylko jedne schody. Wyjrzała zza rogu. Stał tam, odwrócony tyłem do niej. Jej serce podskoczyło ze szczęścia, więc jednak przyszedł. Oparła się o zimną ścianę z błogim uśmiechem. Zeszła po schodach, gdy pokonywała ostatnie stopnie Remus odwrócił się i uśmiechnął delikatnie do niej.

            - Idziemy nad jezioro? – zapytał, podając jej ramię. Blondynka uśmiechnęła się do niego. Kiwnęła głową i złapała go pod rękę. Wyszli z zamku na zalane słońcem błonia i skierowali swoje kroki nad spokojną taflę jeziora.
Remus, jak na prawdziwego Huncwota przystało, ze swojej randki z piękną Cale nie wrocił przed ciszą nocną. Po cichu wziął szybki prysznic, po czym wygodnie usadowił się w łóżku. Jutro czeka go kolejny wspaniały dzień, który spędzi z Calanthe. Na samą myśl o wspaniałej blondynce kąciki jego ust powędrowały ku górze. Uśmiech z twarzy chłopaka nie zniknął, nawet gdy zasnął.

***

Do okna dormitorium Gryfonów z siódmego roku zapukał dziobem duży puchacz. Chłopcy spojrzeli po sobie. Peter wpuścił ptaka do pomieszczenia. Sowa zatoczyła duży krąg pod samym sufitem, po czym z dumą wylądowała na poręczy łóżka Jamesa. Potter odwiązał list od nogi ptaka. Jego oczy błądziły po drobno zapisanym pergaminie. Na końcu uśmiechnął się, spoglądając na Syriusza z ulgą.

            - Mama. – odpowiedział, widząc jego pytające spojrzenie. – Pisze, że odwołali ich misję. – odetchnął z ulgą, na co łapa uśmiechnął się szeroko. Cieszył się z tego powodu tak samo jak James. Traktował Doreę i Chralusa jak swoich rodziców, a oni na każdym kroku podkreślali, że jest dla nich jak drugi syn. Rogacz szybko napisał krótki list do rodziców, że cieszy się, że nie wyjeżdżają, po czym razem z Syriuszem i Peterem zeszli na kolację. Dosiedli się do dziewczyn.

            - Gdzie Remus? – rzuciła Rosie, nawet nie podnosząc wzroku znad Proroka Wieczornego.

            - Czemu się tak nie martwisz jak mnie nie ma? – rzucił Syriusz, nakładając sobie dużą porcję pieczonych ziemniaków. McRain uniosła wysoko brwi, patrząc uważnie na chłopaka.

            - Skąd wiesz? Może jak Ciebie nie ma to Rosie umiera z tęsknoty? – rzuciła Lily. Zaśmiała się perliście, dając brunetce kuksańca w bok, gdy ta spłonęła rumieńcem. McRain ukryła się za gazetą, mrucząc jedynie coś w stylu zabiję Cię Evans. Black zamruczał jak kot, szeroko się uśmiechając.

            - No no, gdyby nie fakt, że mam jutro randkę, zaprosiłbym Cię do Hogsmeade. – powiedział po czym całą buzię upchał sobie pieczonymi ziemniaczkami. James parsknął śmiechem, na widok swojego przyjaciela, a Lily odwróciła się z obrzydzeniem.

            - Gdyby nie fakt, że mam jutro randkę, może zgodziłabym się z Tobą iść do Hogsmeade. – warknęła. Cisnęła gazetą na stół, po czym zabrała się za pałaszowanie swoich tostów. Syriusz chciał się coś odezwać, jednak widząc karcące spojrzenie Evans, wrócił do jedzenia swojej kolacji. Po posiłku wszyscy rozeszli się do swoich dormitoriów, oczywiście Potter nie omieszkał kilkakrotnie przypomnieć jeszcze Rudej o ich jutrzejszym spotkaniu.

***

Dormitorium Gryfonek z siódmego roku pogrążone było we śnie. Już od dawna nie było tam tak spokojnie. Gdy zadzwonił budzik Lily powoli zwlekła się z łóżka i skierowała się do łazienki. Wzięła szybki prysznic i ubrała się. Nie chciała za bardzo się stroić, jednak nałożyła lekki makijaż i upięła włosy.

            - Lilka, wychodź no! – do drzwi łazienki dobijała się McRain. – Jakaś drugoroczna była tu powiedzieć, że wzywa Cię Dumbledore. – warknęła, siadając pod drzwiami.

            - Nie Rose, tym razem się na to nie nabiorę! – zaśmiała się lekko, przeglądając się w lustrze. Obcisłe spodnie idealnie podkreślały jej zgrabne nogi, a luźny sweterek, sięgający trochę za pupę, potęgował ten efekt. Uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze. Na lewą rękę założyła złoty zegarek, który dostała od rodziców na piętnaste urodziny.

            - RUDA NOO! – krzyknęła. Odetchnęła z ulgą, gdy usłyszała szczęk zamka.  Evans wywróciła oczami, po czym opuściła łazienkę. Zachichotała, gdy Rosie uniosła ręce w górę, jakby dziękując Bogu, że rudowłosa opuściła pomieszczenie. Wychodząc, spryskała się jeszcze pięknie pachnącymi perfumami. Szybkim krokiem przemierzała korytarze zamku, byleby tylko zdążyć na śniadanie przed Huncwotami, a szczególnie przed Jamesem. Może było to śmieszne, ale poczuła się głupio na samą myśl, że miałaby stanąć teraz twarzą w twarz z Potterem. W pośpiechu zjadła śniadanie, po czym mijając w wejściu Rosie, szybko opuściła Wielką Salę.
O wpół do jedenastej razem z McRain stanęły na końcu długiej kolejki uczniów stojących w Sali Wejściowej. Woźny Hogwartu dokładnie sprawdzał czy nazwisko każdego ucznia znajduje się na liście. W połowie drogi rozeszły się. Lily skierowała się główną drogą w stronę Hogsmeade, a Rosie czmychnęła na spotkanie z Markiem. Evans spochmurniała. Zaraz miała spotkać się z chłopakiem, którego do tej pory nienawidziła. Nie znosiła jego towarzystwa, zachowania, wyglądu. Nie potrafiła przyznać się sama przed sobą, że to randka. W oddali ujrzała niewyraźny zarys męskiej sylwetki. Na chwilę przystanęła. Wzięła głęboki wdech, po czym głośno wypuściła powietrze. Denerwowała się. Denerwowała się jak cholera, chociaż sama nie wiedziała dlaczego. Ręce trzęsły jej się ze zdenerwowania, chociaż sama próbowała siebie przekonać, że to z zimna. Wiatr mocno wiał, rozwiewając jej kasztanowe włosy we wszystkie strony. Warknęła, gdy jeden kosmyk spadł na jej czoło. Szybko odgarnęła go zmarzniętą dłonią. Mimo słońca, bywało naprawdę zimno. Jednego dnia temperatura sięgała prawie trzydziestu stopni, a drugiego potwornie lało i rtęć w termometrze wskazywała zaledwie dziesięć kresek. To była właśnie jedna z takich ponurych sobót. Zimno, wiało, a nad głowami uczniów pędzących do wioski wisiały ciężkie deszczowe chmury. James stał odwrócony do niej tyłem. Nonszalancko wsparł się ramieniem na wysokim drogowskazie. Miał na sobie jasną dżinsową koszulę i ciemne spodnie z tego samego materiału. Na wierzch zarzucony miał czarny sportowy płaszcz, a jego włosy sterczały we wszystkie strony. Podeszła bliżej, a w jej nozdrza uderzył zapach jego perfum. Lily, chcąc nie chcąc, musiała przyznać, że były naprawdę ładne i pewnie już nie jednej dziewczynie ich zapach zawrócił w głowie.

            - Ymm… cześć, James. – przywitała, go lekkim uśmiechem. Chłopak natychmiast wyprostował się. Jego prawa dłoń powędrowała w stronę włosów z zamiarem zrobienia jeszcze większego bałaganu na głowie. Odwzajemnił jej uśmiech. Mimo zwykłego stroju, wyglądała pięknie. Potter nie mógł oderwać od niej wzroku. Zaróżowione od chłodu policzki dodawały jej uroku.

            - Idziemy? – odezwał się po chwili milczenia, kierując wzrok w stronę wioski. Ruda przytaknęła, po czym ruszyli drogą, nie zwracając uwagi na zaciekawione i nieco zdziwione spojrzenia innych uczniów.

***

Rosie uśmiechnęła się szeroko, do chłopaka siedzącego przed nią, a ten odwzajemnił gest. Spotkali się w jednej z kameralnych herbaciarni w Hogsmeade. Z dala od innych uczniów i nauczycieli. Dobrze wiedziała, że nic z tego nie będzie, ale jedno spotkanie im nie zaszkodzi. Zdecydowanie do siebie nie pasowali. On ułożony chłopak, który na pierwszym miejscu stawia wykształcenie i ona, dziewczyna lubiąca się zabawić, która dla swoich przyjaciół zrobiłaby wszystko.
***

            - Proszę, jeszcze tylko jeden sklep! Proszę, proszę, proszę, proszę, proszę! – James próbował zaciągnąć Lily do sklepu ze sprzętem do Quiditcha. Evans wywróciła oczami.

            - No dobrze, ale tylko na chwilę. Jestem głodna! – mruknęła, robiąc urażoną minę. Potter ucieszył się jak dziecko, po czym wbiegł do sklepu. Rudowłosa weszła tuż za nim. Nie musiała się godzić, mogła po prostu odejść w drugą stronę i nie przejmować się tym co zrobi Rogacz. Jednak była tu z NIM i to ją zobowiązywało do spędzania czasu z NIM. Mogła przecież w każdej chwili iść poszukać Rosie, czy Syriusza, ale wolała spacerować po wiosce z Potterem i śmiać się z jego żartów. Chyba jeszcze nigdy nie śmiała się tak głośno, czasami aż do łez. Stał pośród małego tłumu, który utworzył się w sklepiku. Wyraźnie odznaczał się na tle innych uczniów. Był znacznie przystojniejszy niż większość chłopaków w pomieszczeniu, miał najbardziej rozczochrane z nich wszystkich włosy i od niektórych był wyższy nawet o głowę, mimo, że część z nich była w jego wieku. Dokładnie oglądnął WSZYSTKIE artykuły w sklepie, po czym podszedł do Rudej. Nie była zła, wręcz przeciwnie, lekko uśmiechała się, widząc jego maślany wzrok wlepiony w najnowszy podręczny sprzęt do pielęgnacji mioteł.

            - No to teraz, zabieram Cię na …. – rozejrzał się dookoła. - …co chcesz. – powiedział w końcu z błyskiem w oku. Rudowłosa zamyśliła się chwilę.

            - Na ciasto i kremowe piwo? – zapytała, spoglądając na niego wyczekująco.

            - Ty wybierasz. – uniósł ręce, tak jakby poddawał się.

            - Ale najpierw jeszcze pójdziemy w jedno miejsce. – uśmiechnęła się sama do siebie, po czym ruszyła przodem. James żwawo poszedł za dziewczyną, opowiadając jej kolejną śmieszną historię, o tym jak to Syriusz chciał w wakacje zmienić kolor włosów Rogaczowi na wściekle różowy, jednak zrobił to tak nieporadnie, że eliksir wypił sam, a mama Pottera nie wiedziała jak odczynić zaklęcie. Black przez dwa tygodnie chodził w różowych włosach. Weszli do niewielkiego sklepiku. Dookoła poustawiane były szklane lady, a w nich leżała piękna biżuteria wykonana ze srebra i złota. Evans chwile oglądała zamknięte na klucz naszyjniki, po czym zdecydowała się zmierzyć jeden. Na cienkim złotym łańcuszku, wisiało średniej wielkości serduszko zrobione z tego samego metalu. Przejrzała się w lustrze, gdy zapięła wisiorek na szyi. Naprawdę był piękny. Piękny i drogi. Sto pięćdziesiąt galeonów to nie błaha sprawa. Jednak obiecała sobie, że następnym razem go kupi. Potter stał oparty o ladę i spoglądał na dziewczynę. Uśmiechała się do swojego odbicia w lustrze, a w jej oczach paliły się małe ogniki szczęścia, gdy przyglądała się łańcuszkowi. Kąciki jego ust lekko drgnęły ku górze. Zdjęła naszyjnik. Oddała go starszej kobiecie, która popatrzyła na nich nieobecnym wzrokiem.

            - Idziemy? – Lily odwróciła się do Jamesa.

            - Poczekaj chwilę, chcę się coś zapytać … wiesz, mama ma urodziny. – mrugnął do niej okiem.

            - Ahh... młodzi, piękni, zakochani. - rozmarzyła się ekspedientka. Lily z Jamesem spojrzeli na siebie.

            - Nie nie, my nie jesteśmy razem. - zaprzeczyła szybko zmieszana Evans, a Potter niechętnie jej przytaknął. Kobieta westchnęła jakby nie usłyszała tego co powiedziała przed chwilą Ruda. Lily zignorowała to, jednak miała wrażenie, że spłonie żywcem ze wstydu. Sugestia sprzedawczyni, że jest dziewczyną Rogacza, jednocześnie przeraziła ją, ale jej żołądek został ściśnięty jakby niewidzialnym sznurem dezorientacji. Jej jedna część była zdruzgotana całą tą sytuacją, a druga jakby chciała się cieszyć, ale blokowana była przez pierwszą cząstkę jej duszy. Jamesowi najwyraźniej cała ta sytuacja bardzo odpowiadała, bo uśmiechał się lekko, a w jego czekoladowych oczach tańczyły wesoło ogniki szczęścia. - Okej, to czekam na zewnątrz. – wyszła z pomieszczenia. Jej oczy wciąż świeciły się, tak jakby ktoś zapalił w nich świeczki. Jeszcze nigdy nic tak jej się nie spodobało. Westchnęła cicho. Zdawała sobie sprawę, że te pieniądze mogłaby przeznaczyć na coś innego, jednak postanowiła, że odłoży trochę i przy najbliższej okazji kupi sobie wisiorek.

            - Już jestem. – gdy przyszedł James, skierowali się do Trzech Mioteł. Evans miała nadzieję, że będą tam ich znajomi, jednak zdziwiła się, gdy w tłumie uczniów nie odnalazła twarzy swoich przyjaciół. W duszy jednak wiedziała, że każde z nich wolało zaszyć się ze swoim ukochanym czy ukochaną w jakimś bardziej przytulnym i romantycznym miejscu. Nie przerażała ją już wizja wspólnej rozmowy z Rogaczem, jednak nie narzekałaby, gdyby dołączyli do nich pozostali Huncwoci lub Rosie. Gdyby sześć miesięcy temu ktoś powiedziałby jej, że spędzi cały dzień z Potterem w Hogsmeade, w dodatku z własnej nieprzymuszonej woli, to pomyślałaby, że jest niespełna rozumu. A teraz? Co chwilę znajdywali nowe tematy do rozmów, James zasypywał ją toną śmiesznych opowieści, a ona opowiadała mu o różnych sytuacjach, które spotkały ją i Rosie. Zajęli jeden ze stolików stojących pod ścianą. Zdjęli okrycia wierzchnie i usadowili się wygodnie na swoich miejscach. Po chwili podeszła do nich młoda kelnerka i złożyli zamówienie. Czas spędzony w Trzech Miotłach minął im w miłej atmosferze. Jedząc swoje ciasta i popijając kremowe piwo co jakiś czas wybuchali śmiechem. Lily sama zdziwiona była swoim zachowaniem, tego dnia, ani razu nie pokłóciła się z Rogaczem. Ani razu nie wydarła się na niego, a on ani razu nie zrobił nic głupiego. Evans bała się przyznać do tego, ale naprawdę to spotkanie spodobało jej tak bardzo, że obiecała sobie, że kiedyś jeszcze wyjdą gdzieś z Jamesem. Tak zwyczajnie. Po przyjacielsku.

***

            - Ummm … Rosie? – Mark zniżył głos do poziomu szeptu.

            - Tak?

            - Może chciałabyś, no wiesz, być, ze mną? – spojrzał na nią uważnie. Wyglądała na zaskoczoną, a jej twarz skamieniała. Usta miała lekko otwarte, a wzrok skierowała na twarz chłopaka. Przecież nie chciała się teraz z nikim wiązać. Zresztą Rosie i Mark nie znali się w ogóle. McRain umówiła się z nim, tylko i wyłącznie z nadmiaru wolnego czasu, który miałaby spędzić samotnie.

            - Co? – wydukała w końcu. Była w szoku. Nie spodziewała się tego. Nie chciała tego. Umówiła się z nim, tylko po to, żeby kolejny raz nie iść do wioski samej. Wstała gwałtownie ze swojego miejsca. – Nie, przepraszam. – rzuciła krótko, po czym opuściła herbaciarnię.

***


Remus spacerując uliczkami Hogsmeade, z Calanthe przy swoim boku czuł się taki szczęśliwy. Nic innego nie liczyło się dla niego w tej chwili. Tylko ona. Dziewczyna też wyglądała na szczęśliwą. Uśmiechała się i co jakiś czas spoglądała w górę na twarz swojego ukochanego. Przeszli obok siedzących na ławce Syriusza i jego kolejnej zdobyczy, po czym pocałowali się namiętnie, pod wysoką wierzbą. Cale uśmiechnęła się, spoglądając prosto w miodowe oczy Lupina. Gdy ten odwzajemnił gest, przytuliła się do niego, a chłopak objął ją szczelnie ramionami. Był taki szczęśliwy. Już nie pamięta kiedy ostatni raz miał wrażenie, że ze szczęścia mógłby przenosić góry. Uśmiechnął się, delikatnie całując blondynkę w czubek głowy.

3 komentarze :

  1. O BOŻE , O BOŻE , O BOŻE . ! Chcę następny rozdział i to już , mam nadzieję że jakoś się wyrobisz . :D A tak naprawdę to kiedy ciąg dalszy . ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następny rozdział o 12 :D Był już wczoraj wieczorem, ale postanowiłam publikację przenieść na dzisiaj :D Hehehe, nawet nie wiesz jak bardzo cieszę się, że komuś się TO podoba :*

      Buziaki
      Cyziulka

      Usuń
  2. Dziękuję za wizytę na naszym blogu! Te opowiadania są Twoje? Widzę tutaj bohaterów z serii Pottera, jest to dalszy ciąg czy jakieś anegdoty związane z serią o Harrym? Przepraszam że jeszcze nie przeczytałam ale na pewno to zrobię, jest tego trochę a przyszło lato i tyle pracy jest.. ale na pewno jeszcze tu zajrzę,poczytam i skomentuje ponownie.
    Pozdrawiam
    Magda:*
    http://handmadeowo.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń