.

sobota, 15 czerwca 2013

ROZDZIAŁ V


Zdyszany Syriusz zatrzasnął za sobą drzwi dormitorium, opierając się o nie. Włosy miał bardziej potargane niż James, a guziki koszuli były krzywo pozapinane. Chłopak przymknął oczy, kładąc dłoń na swojej piersi i biorąc kilka głębokich oddechów. Gdy podniósł powieki napotkał zdziwione spojrzenie Remusa, czytającego jakąś, zapewne, bardzo ciekawą książkę.
 
            - Ta Ellen to jakaś pieprzona nimfomanka! – wykrzyknął, osuwając się po drewnianych drzwiach. – Robiliśmy to już dzisiaj w starej klasie, w schowku na miotły, w męskim na czwartym i pod schodami, o tak… tam to było ostro. – rozmarzył się, już chciał otwierać usta, by ponownie przemówić, jednak Lupin go ubiegł.
 
            - Obejdzie się bez szczegółów Łapo! – zatrzasnął książkę, spoglądając rozbawiony na przyjaciela. Brunet podniósł się z ziemi i jednym ruchem ściągnął z siebie koszulę.
 
            - W sumie, nie ma się co dziwić, że aż tyle razy. – puścił oczko do swojego odbicia w lustrze, prężąc mięśnie. Tego było za wiele, Lunatyk wybuchnął głośnym śmiechem, co spotkało się z dezaprobatą Syriusza. Black popatrzył na niego spode łba. – No co, może nie? Spójrz na to ciało! Spójrz na te mięśnie! Tą twarz! Sam przyznasz, że gdybyś był kobietą to co rano rozkładałbyś przede mną nogi na dzień dobry. – na jego twarz wpełzł zawadiacki uśmiech. Lupin zakrztusił się własną śliną, słysząc jakie głupoty mówi jego przyjaciel.
 
            - Tak Syriusz, uprawialibyśmy gorący seks dzień i noc. – mruknął z lekkim uśmiechem na twarzy, na co Black puścił mu oczko.

***

Rosie, wściekła jak osa, pierwsze co zrobiła, gdy weszła do zamku po feralnej randce, to skierowała się do Wielkiej Sali na kolację. Przy czterech długich stołach siedziało znacznie więcej osób niż się tego spodziewała. To pewnie przez pogodę przemknęło jej przez myśl, po czym szybko zajęła swoje stałe miejsce przy stole Gryffindoru. Zła na Marka, na siebie, na cały świat nałożyła sobie pokaźną porcję pieczonych ziemniaków z kiełbaską. Po chwili tuż obok niej usiadł Syriusz z Remusem.

            - Jak tam McRain twoja randka? - zagadnął Syriusz nakładając na swój talerz
sześć pieczonych kiełbasek. W odpowiedzi usłyszał jedynie groźne warknięcie po swojej lewej stronie. - Rozumiem, że nienajlepiej. - uśmiechnął się do niej promiennie. Remus zachichotał na widok piorunującego spojrzenia dziewczyny. Doprawdy, gdyby wzrok mógł zabijać, Black już dawno byłby martwy. - No wiesz, gdyby Cię to interesowało to mógłbym Ci powiedzieć, że moja była bardzo udana. Gdyby odbywala się wieczorem to, jak to się mówi...? - chłopak udawał, że się zastanawia. - A tak, byłaby to kolacja ze śniadaniem. - wyszczerzył zęby do dziewczyny. Lupin wywrócił oczami, wpychając sobie do buzi wielkiego tosta. - Ba! Z pięć takich śniadań! - Remus mruknął coś w stylu no nie znowu zaczyna, po czym przejechał otwartą dłonią po twarzy.

               
- Może i zainteresowałoby mnie to, gdyby nie fakt, że mnie to nie obchodzi.- powiedziała z obojętną miną i kontynuowała swoją kolację. Syriusz wybałuszył oczy, patrząc wprost na talerz brunetki.

- Masz zamiar zjeść to wszystko? Sama?! - dźgnął widelcem jednego z ziemniaków, które właśnie miała przekroić na pół.

- Tak, a Ty masz jakiś problem z tym?! - warknęła groźnie, patrząc spode łba na Blacka. Wyglądała jakby zaraz miała się na niego rzucić i rozszarpać w drobny mak. Lunatyk przestał przeżuwać, czekając na rozwój akcji.

- Będziesz strasznie gruba. - Łapa doskonale wiedział, że to stwierdzenie doprowadzi McRain do szewskiej pasji. Była chyba najbardziej wyczuloną na tym punkcie osobą w Hogwarcie. Gdyby nie fakt, że do Wielkiej Sali weszli wspólnie śmiejąc się James z Lily, przez co dolna szczęka znalazła się gdzieś w okolicy jej kostek, Syriusz zapewne byłby juz potraktowany jakąś wyjątkowo paskudną klątwą. Szok dziewczyny potęgował jeszcze fakt, że Remus, z lekkim uśmiechem na twarzy, jak gdyby nigdy nic smarował wiśniowym dżemem kolejnego tosta, a Syriusz całym sobą zdawał się pochłaniać swoją kolację. Halo! Do Wielkiej Sali weszła Lily z Jamesem! TA Lily z TYM Jamesem! Boże świat zwariował, przemknęło przez myśl brunetki. Evans i Potter zajęli swoje stałe miejsca i jak gdyby nigdy nic zabrali się za jedzenie kolacji.

- A gdzie Peter? - zagadnął wesoło Rogacz. Przyjaciele wzruszyli ramionami, jedynie Rosie, wciąż się nie ruszała i spoglądała na Rudą, na Pottera i znowu na Rudą.

 - Halo! Czy tylko ja widzę, że to dziwne?! - prawie wykrzyknęła, a niektórzy uczniowie popatrzyli na nią jak na wariatkę, a profesor McGonagall groźnie łypnęła na nią zza stołu nauczycielskiego, na co lekko się zaczerwieniła. - Lily weszła właśnie tutaj z Rigaczem! Razem! Z własnej nie przymuszonej woli! - dodała już ciszej. Evans oblała się lekkim rumieńcem, a Potter uśmiechnął się jeszcze szerzej widząc to.

- Zdarzyło nam się. - mruknął James, wracając do rozmowy z Remusem. Tuż obok Jamesa z nikąd pojawił się Peter i bez słowa zabrał się do pałaszowania swojej kolacji. Syriusz uśmiechnął się zawadiacko patrząc na swoich przyjaciół, a jego oczy w kolorze burzowego nieba zabłysły złowrogo.

- Pewnie tenteges w toalecie w Trzech Miotłach. - nawet wściekła Rosie zachichotała słysząc to. Evans popatrzyła na Łapę, kręcąc głową z politowaniem.

- Tak Łapciu, James obracał mnie na wszystkie strony w damskiej toalecie. - wszyscy zaśmiali się głośno. McRain wierzchem dłoni przetarła zewnętrzny kącik oka, w którym pojawiła się łza wywołana długim śmiechem. - Tak jak Ty tą swoją wspaniałą Ellen. - uśmiechnęła się złośliwie.

- Skąd Ty... - nie dokończył, bo przerwała mu Lily.

- Cała szkoła już o tym wie. - machnęła ręką. Black uśmiechnął się z triumfem, wypinając pierś do przodu i mrucząc jak kot.

- No proszę Rogaś, kto by powiedział, że Lilka tak łatwo da się zaciągnąć do... - chłopak odchrząknął teatralnie robiąc w powietrzu cudzysłów palcami - ...ekhm...łóżka. - przyjaciele jeszcze głośniej wybuchli śmiechem, po czym widząc karcące spojrzenie, opiekunki ich domu, zabrali się do kończenia kolacji, wciąż cicho chichocząc.

***

Trzydzieści dni września uczniom Hogwartu, a szczególnie tym z siódmego roku, zleciał jak jeden tydzień. Październik, mimo niższych temperatur, przyniósł ze sobą znacznie lepszą pogodę niż poprzedni miesiąc. Nauczyciele sprawiali wrażenie jakby nie zauważali tej wspaniałej aury i na przekór uczniom zadawali coraz więcej prac domowych, nie przyjmując przy tym żadnych usprawiedliwień z nieodrobionych zadań. Leżałeś w Skrzydle Szpitalnym trzy dni? Miałeś tyle czasu, żeby napisać wypracowanie na cztery rolki pergaminu na temat skutków nieudanych przemian martwych rzeczy w zwierzęta i na odwrót! Porwali Cię Śmierciożercy? To najlepszy moment, żeby opisać skuteczną taktykę obrony przed klątwami na minimum dwie stopy! Niektórzy uczniowie snuli się po zamku i rzadko, lub prawie nigdy, nie można ich było spotkać bez nosa wściubionego w książkę. Mieli w sobie mniej życia niż duchy, urzędujące w Hogwarcie. Spokojnie można by pokusić się o stwierdzenie, że swojego podejścia do życia nie zmienili jedynie Huncwoci. W ciągu dwóch tygodni zarobili więcej szlabanów niż podczas piątego roku, kiedy ustanowili rekord szkoły w ilości złamanych punktów regulaminu. Tylko w jeden dzień rozwalili łazienkę prefektów na piątym piętrze, przez co cały korytarz był zalany, oprócz tego rzucili na podłogę w Sali Wejściowej zaklęcie powodujące, że cokolwiek nie znalazło się na posadzce, łącznie ze stopami uczniów, przyklejało się na amen. Ze ścian wyrastały paskudne łapska, które chwytały w długie palce każdego, kto aktualnie znajdował się na korytarzu, a Ślizgoni latali jak opętani, gdy goniły ich zbroje, groźnie wymachujące za nimi wielkimi toporami. Przyjaciele mieli z tego niezły ubaw, w przeciwieństwie do profesor McGonagall, która, gdyby można było, ze wściekłości miotać piorunami, spokojnie mogłaby uosabiać się z mitologicznym Zeusem. Nie omieszkała się każdemu z nich wlepić dwutygodniowy szlaban, polegający na myciu całego korytarza na piątym piętrze bez użycia różdżek. Oczywiście chłopcy mieli z tego dużo frajdy i nawet groźby woźnego o wieszaniu ich za ręce pod sufitem, nie mogły zepsuć ich humoru. Po lekcji teleportacji i dwóch godzinach szlabanu byli tak wyczerpani, że nie mieli siły na nic. Rzucili się na fotele stojące naprzeciwko kominka. Wkrótce dołączyły do nich Lily i Rosie. Wspólnie śmiali się z dowcipów opowiadanych przez Łapę. Ich sielankę przerwała sowa, pukająca w okno Pokoju Wspólnego. Jakiś pierwszoroczny wpuścił ją do pomieszczenia. Czarny puchacz zgrabnie usiadł na oparciu fotela zajmowanego przez Pottera.

Czekam na Ciebie w łazience na czwartym piętrze.
Załatwmy to raz na zawsze.
KP


            - Kto to? – zapytał Remus, zaglądając przyjacielowi przez ramię.

            - Nie wiem. – Rogacz wzruszył ramionami. – KP? Tylko jakiś półgłówek mógł wymyślić sobie taką ksywkę. A jak to inicjały, to są jeszcze głupsze. – zakpił.

            - A może to jakiś arabski Książę Perwersji i chce zaproponować Ci, żebyś uprawiał seks z kobietami w jego haremie? – zapał Blacka szybko ostudziła Rosie, która uderzyła go otwartą dłonią w tył głowy.

            - Załatwmy to raz na zawsze? – zacytowała Lily, unosząc wysoko brwi i biorąc kawałek pergaminu od Jamesa. Chłopak wzruszył ramionami i podniósł się z miejsca.

            - A ty gdzie? – rzuciła groźnie Rosie.

            - No na czwarte piętro. – odparł beznamiętnie.

            - Oszalałeś?! – wykrzyknęli równocześnie Remus i Rosie.

            - A jak to jest jakiś szaleniec, który chce Cię zabić? – rzuciła McRain stając przed Potterem z rękami na biodrach. Chłopak machnął ręką.

            - To pewnie jakiś dzieciak, próbuje być straszny. – zaśmiał się krótko.

            - Rose ma rację Rogacz. – dodał Syriusz, widząc jak Potter rusza do wyjścia. Ten tylko wywrócił oczami, po czym zniknął za portretem Grubej Damy, dodając nie idźcie za mną. Brunetka usiadła na kanapie, między Peterem i Lupinem z obrażoną miną.

            - Boże co za kretyn! A jak mu się coś stanie? – warknęła Rosie, patrząc na Lilkę.

            - Wątpię, nawet jak ktoś by go zaatakował to da sobie radę. Zna dużo więcej zaklęć niż przeciętny uczeń Hogwartu. – odparł Syriusz posyłając jej pokrzepiający uśmiech. Evans westchnęła cicho, wtulając twarz w miękki materiał fotela.

            - Myślę, że Rosie ma rację. Rogacz zachował się nieodpowiedzialnie, w tych czasach, nie jesteśmy bezpieczni nawet tutaj, w Hogwarcie. – uśmiechnęła się ponuro do przyjaciół. Remus przytaknął jej, a Glizdogon z Syriuszem wstrzymali na chwilę grę.

            - Okej dziewczyny, skoro tak wam zależy, to jeżeli James nie wróci za trzydzieści minut to po niego pójdę. To znaczy pójdziemy… - poprawił się, widząc wymowny wzrok McRain.

***

James szybkim krokiem zmierzał na czwarte piętro. Tak bardzo chciał już wiedzieć kim był tajemniczy KP i czego od niego oczekuje. Klepnął się otwartą dłonią w czoło. Czekam na Ciebie – przypomniał sobie słowa napisane w liście. Wystarczyło spojrzeć na Mapę Huncwotów, zaśmiał się ze swojej głupoty. Stanął przed drzwiami łazienki. Chwilę nasłuchiwał kto jest w pomieszczeniu. Serce podskoczyło mu niemalże do gardła, gdy naciskał klamkę starych obskurnych drzwi.

            - Snape. – warknął mrużąc oczy. W łazience słychać było jedynie wodę kapiącą z zepsutych kranów i ich oddechy. Stanął naprzeciwko Ślizgona. Ręce mu się trzęsły, mimo, że zawsze kpił z Severusa, to znał jego możliwości magiczne. Poza tym, Snape należał do domu węża, a jego członkowie nigdy nie grali uczciwie. – Czego ode mnie chcesz? – zacisnął dłonie w pięści. Nienawidził go całym sercem, za to, że był Ślizgonem, za to, że chciał dołączyć do popleczników Czarnego Pana za to, że przyjaźnił się z JEGO Lily i w końcu za to, że śmiał nazwać ją szlamą. Snape uśmiechnął się ironicznie, a zza pazuchy wyciągnął swoją różdżkę. James nie chcąc być gorszy, również uczynił to samo. Stali teraz na środku pomieszczenia celując w siebie drewnianymi patykami, gotowi na wszystko.

            - Chcę się Ciebie pozbyć raz na zawsze! – krzyknął Severus, a jego głos odbił się echem od brudnych ścian. – Expelliarmus! – z końca jego różdżki wyleciał strumień niebieskiego światła, który popędził w stronę Jamesa. Potter zrobił unik w lewo i uniknął zaklęcia.

            - Rictusempra! – krzyknął Rogacz, a żółte zaklęcie odbiło się od niewidzialnej tarczy wytworzonej przez Ślizgona.

            - Bez swoich koleżków już nie jesteś taki cwany, co Potter? – zaśmiał się obrzydliwie.

            - O czym ty mówisz Snape? Gdybym chciał mógłbym Cię zabić bez użycia magii. – ponownie machnął różdżką i niebieski snop światła rozbił kilka kafelek na ścianie, tuż nad głową Severusa.

            - Śmieszny jesteś. – warknął Snape. W stronę Pottera pomknęło niewerbalne zaklęcie, którego z wprawą uniknął. – Wykończę Cię. Uwolnię Lily od Ciebie. – Ślizgon miotał zaklęciami na oślep. Wpadł w szał, nie panował nad tym co robił. Liczyło się tylko jedno: pozbyć się Jamesa Pottera, upokorzyć go, tak jak on to robił przez ostatnie sześć lat. Potter już chciał coś powiedzieć, jednak zagłuszył go krzyk Ślizgona. – SECTUMSEPRA! – z twarzy i piersi Rogacza trysła krew, jakby ktoś ciął go niewidzialnym nożem. Chłopak upadł na kolana, różdżkę upuścił na podłogę, a dłońmi zakrywał rany z, których wypływały strumienie szkarłatnego płynu życia.  


            - Coś ty mi zrobił?! – krzyknął Potter. Severus stał jak sparaliżowany, nie mogąc ze strachu się ruszyć. Popatrzył na niego z przerażeniem w oczach. Nie spodziewał się, że to zaklęcie zadziała na człowieku, wymyślił je rok temu i do tej pory nie zawsze mu wychodziło, nawet na zwierzętach. Jednak tym razem był tak wściekły, że gdyby złość mogła zabijać, Snape mógłby zniszczyć całą ludzką populację. Potter upadł na bladą twarz. Zamknął niemalże matowe oczy. Severus biegiem opuścił pomieszczenie, gdy wychodził usłyszał jeszcze jak James słabym głosem powiedział to jeszcze nie koniec.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz