.

poniedziałek, 29 lipca 2013

ROZDZIAŁ IX

Dla Kasi, za to że jej się spodobało. Fajnie poznać się na 6obcy <3

Tekstem nie pasuje w ogóle, ale klimatem owszem.

James wszedł do gabinetu profesor McGonagall. Było to duże pomieszczenie, w którym panował względny porządek. Po prawej stronie, w głębi pokoju, stało duże łóżko z baldachimem, które teraz było schludnie posłane. Naprzeciwko wejścia stał regał, na którym poustawiane było mnóstwo książek i teczek w różnych kolorach. Po lewej stronie stało duże, dębowe biurko, na którym walały się papiery. Gdzieniegdzie leżał pusty kałamarz i złamane gęsie pióro. Krzesło z wysokim oparciem zajmowała sama Minerva. Zawzięcie pisała coś na pergaminie. Rzuciła Potterowi przelotne spojrzenie, znad swoich okularów i wskazała mu miejsce z drugiej strony biurka.

            - Dobry wieczór, Pani profesor. – grzecznie przywitał się Rogacz, siadając na krześle.

            - Witam, Potter. – mruknęła, stawiając ostatnią kropkę na pożółkłym pergaminie. – Pewnie wiesz, po co Cię tutaj wezwałam. – Rogacz kiwnął niepewnie głową. Od pamiętnego zdarzenia w łazience na czwartym piętrze, minęło już sporo czasu, ale Potter wciąż nie mógł przypomnieć sobie kto go zaatakował. Codziennie męczyła go ta czarna dziura, która zajęła miejsce jego wspomnień. Bardzo by chciał przypomnieć sobie twarz napastnika, jednak nie umiał. – Wciąż nie wiemy, kto zaatakował Cię wtedy w łazience. Może przypomniałeś sobie coś? – profesorka splotła palce ze sobą, patrząc uważnie na Jamesa. Chłopak spuścił wzrok i pokręcił głową. – James… - zaczęła łagodnym głosem Minerva. - … rozmawiałam z Twoimi rodzicami, nie chcą wnosić żadnego oskarżenia przeciwko szkole, ale oczekują, że znajdziemy i ukarzemy tego kto Ci to zrobił. Niestety, dopóki nie powróci Ci pamięć nic nie zdołamy. Gdybyś przypomniał sobie COKOLWIEK, natychmiast przyjdź do mnie i poinformuj mnie o tym. – zaakcentowała jedno słowo.

            - Dobrze Pani profesor. – mruknął Rogacz. – Czy mogę już iść? – Minerva kiwnęła głową, spuszczając z niego wzrok. Gdy Potter naciskał już klamkę McGonagall ponownie odezwała się.

            - Potter, uważaj na siebie, nie pakuj się w kłopoty. – uśmiechnęła się delikatnie. Rogacz opuścił pomieszczenie, nie zaszczycając opiekunki Gryffindoru nawet spojrzeniem. Wychodząc mruknął jedynie ciche dobranoc. Wszedł na korytarz na piątym piętrze i osunął się po zimnej ścianie szkoły. Przymknął oczy, opierając czoło na kolanach. Tak bardzo chciałby przypomnieć sobie wszystko co wtedy się zdarzyło. Chciał raz na zawsze zakończyć tę sprawę, aby niemiłe wspomnienia nie wracały już do niego. Przyjaciele, martwili się o niego, mimo, że nie okazywał przy nich słabości. Wiedział, że w każdej chwili może na nich liczyć, ale nie chciał pokazywać po sobie, że jest słaby, że trudno mu jest zacząć normalnie żyć. Tak bardzo pragnął, żeby to wszystko nagle okazało się snem. Jego przyjaciele unikali tego tematu jak ognia, a on wtedy czuł się jakby unikali jego samego.
Siedział tak w zupełnej ciszy dobre piętnaście minut, gdy na korytarzu ktoś się pojawił. Nie miał siły teraz podnieść głowy, nie chciał. Miał nadzieję, że postać jak szybko się pojawiła, tak szybko zniknie, jednak nic takiego się nie stało.

            - Potter? – Lily odezwała się niepewnie. W pierwszym momencie chciała po prostu przejść obok chłopaka, nie zwracając uwagi na niego, jednak sumienie podpowiedziało jej inaczej. Ukucnęła naprzeciwko niego. Książki położyła obok, a swoją dłonią złapała chłopaka za przedramię. Brunet podniósł na nią oczy, w których nie błyszczały te wesołe ogniki. Mimo to, uśmiechnął się delikatnie, widząc przed sobą rudowłosą. Zawsze na jej widok, diametralnie poprawiał mu się humor. Przy niej czuł się szczęśliwy, nie musiał jej przytulać, nie musiał z nią rozmawiać, mogła nawet być na niego obrażona. Liczyło się tylko to, że jest w danej chwili w pobliżu, że jest bezpieczna, a on może czuć jej obecność. – Co się stało? – od razu zmieniła ton, widząc jego zaniepokojoną twarz. Już dawno nie widziała go w takim stanie. Potter rzadko kiedy okazywał jakiekolwiek uczucia, podobnie jak Syriusz, a już zwłaszcza jeżeli był to smutek.

            - Nie, po prostu źle się poczułem. – mruknął, posyłając dziewczynie cierpki uśmiech. Evans zmarszczyła brwi.

            - To może chodźmy do Skrzydła Szpitalnego, słyszałeś co mówiła Pani Conolly, że jak tylko coś się będzie działo to masz się do niej od razu zgłosić… - chłopak przerwał jej, gwałtownie kręcąc głową.

            - Nie, nie, nie, nie trzeba, naprawdę, już jest dobrze. – ponownie uśmiechnął się blado. Podniósł się z zimnej posadzki. To samo zrobiła rudowłosa. Wzięła z ziemi swoje książki, które już po chwili trzymał Potter.

            - Dalej uważam, że powinniśmy iść do pielęgniarki. A jak to coś poważnego? – mruknęła, patrząc na niego z ukosa. Nie czuła się przekonana, widząc bladą twarz Jamesa.

            - Już wszystko w porządku. – posłał jej zadziorny uśmiech, który nie objął jednak oczu. – Aż tak martwisz się o mnie, Evans? To może żeby nade mną czuwać pójdziesz ze mną na bal bożonarodzeniowy? – zapytał, obejmując Lily w pasie. Dziewczyna szybko wyswobodziła się z jego uścisku. Na jej twarz również wpłynął ironiczny uśmieszek.

            - Chciałbyś. – zaśmiała się, wchodząc po schodach.

***

Rosie wygodnie ułożyła głowę na kolanach Remusa. Pokój Wspólny był pełen uczniów, jednak nie było tam reszty Huncwotów, ani nawet Lily, która całe popołudnia spędzała ostatnio w bibliotece. Lupin odgarnął ciemny kosmyk z czoła dziewczyny, na co ta uśmiechnęła się delikatnie, przymykając oczy. Chłopak westchnął głęboko.

            - Zerwałem z Calanthe. - powiedział na jednym wydechu. McRain poderwała się ze swojego miejsca jak oparzona.

            - Że jak?! - wykrzyknęła, kładąc ręce na biodrach.

- Tak wyszło. - odpowiedział beznamiętnie, klepiąc miejsce obok siebie i tym samym, dając brunetce znak, że ma usiąść. Dziewczyna posłusznie zajęła wskazane miejsce. Ujęła dłoń chłopaka w swoje i spuściła wzrok.

- Ajasięchybazakochałam. - mruknęła niezrozumiale, a burza włosów przysłoniła jej czerwoną jak piwonia twarz.

- Możesz powtórzyć? - zapytał rozbawiony zachowaniem swojej przyjaciółki.

- Zakochałam się, jasne?! - warknęła, podnosząc wściekłe oczy na twarz szatyna. Spojrzała w jego miodowe oczy i jej wyraz twarzy znacznie złagodniał. - No i ja teraz nie wiem co robić...

- Powiedz to temu chłopakowi.

- Widzisz, Remusie, to nie jest takie proste...to jest ktoś kto nie powinien chyba o tym wiedzieć. - brunetka przygryzła wargę. Lunatyk ściągnął brwi, nie bardzo rozumiejąc co dziewczyna ma na myśli. - Bo widzisz...chciałabym żeby to zostało między nami... - dodała szybko. - Ale wydaje mi się...

- Oh no wyduś to wreszcie! - prawie wykrzyknął podekscytowany Remus.

- To Syriusz. - odparła szybko, kiedy chłopak kończył zdanie. Znowu spuściła wzrok.

- To mamy problem... - dodał po dłuższej chwili namysłu. McRain wywróciła oczami.

- To już zdążyłam zauważyć... - mruknęła, gdy szatyn objął ją ramieniem. Wtuliła policzek w ciepły sweter Lupina, napawając się zapachem jego perfum.

***

- Panie Black, proszę się zatrzymać! – krzykneła profesor McGonagall, gdy przed oczami mignęła jej kruczoczarna czupryna Syriusza. Black posłusznie cofnął się o kilka kroków, stając ze skruszoną miną przed opiekunką Gryffindoru. – Czy chciałbyś mi coś powiedzieć? – zaczęła groźnie. Dłonie położyła na biodrach, a jej stopa szybko stukała o podłogę. Spojrzała na niego znad swoich okularów.

            - Nie, Pani profesor. – na jego twarz wpełzł ironiczny uśmiech.

            - A ja jednak chciałabym się dowiedzieć...

            - Ale naprawdę nie ma o czym mó... – nie dokończył, bo kobieta przerwała mu, robiąc się czerwona na twarzy.

            - JAK TO NIE MA?! A MIOTŁY GONIĄCE PANA FILTCHA TO JEST NIC?! TY I POTTER STAWICIE SIĘ U MNIE, JUTRO, O 18 NA  S Z L A B A N I E. – wykrzyczała, dokładnie akcentując ostatnie słowo. – Oprócz tego Gryffindor traci przez was czterdzieści punktów. – dodała.

            - Pani profesor, ale Jamesa tu nie ma... – inteligentnie zauważył Black. Zdziwił go nagły wybuch profesorki, ale z jego twarzy wciąż nie znikał uśmiech.

            - To chyba nie problem, żebyś mu to przekazał. – warknęła, widząc nieprzejęty wyraz twarzy Syriusza. Ten chłopak jak nikt inny doprowadzał ją do szału, w dodatku, zupełnie nie przejmował się konsekwencjami swoich poczynań. Gdy kobieta odwróciła się na pięcie i odeszła, chłopak zasalutował, po czym śmiejąc się sam do siebie odszedł do Wieży Gryffindoru. Do Pokoju Wspólnego wszedł z wielkim uśmiechem. Skierował się w stronę foteli, które zawsze zajmował wraz z przyjaciółmi. Zatrzymał się w pół kroku, widząc Rosie w objęciach Remusa. Odwrócił się na pięcie i pomaszerował do swojego dormitorium w nadziei, że znajdzie tam Jamesa lub Petera, jednak jak na złość sypialnia była pusta. Sam przed sobą zdziwił się, że zachował się tak, a nie inaczej. Nie potrafił wytłumaczyć dlaczego nie podszedł do swoich przyjaciół, jednak widząc McRain i Lunatyka poczuł nagłe ułucie w okolicy serca. Jeszcze nigdy nie poczuł się tak źle, nawet wtedy, gdy jego rodzina traktowała go gorzej niż ich skrzata domowego. Poczuł się zdradzony.
Black rzucił się na łóżko. Z szuflady w szafce nocnej wyjął niewielki kawałek lusterka.

            - James... – mruknął cicho, widząc w nim swoje odbicie. W kufrze Pottera coś zawibrowało na co Syriusz siarczyście zaklął. – Idiota. – warknął, ciskając lusterkiem z powrotem do szuflady. Dwukierunkowe lusterka wymyślili na drugim roku, tuż po ich pierwszym oddzielnym szlabanie, by mogli się ze sobą porozumiewać. Jego myśli wciąż krążyły wokół brunetki, siedzącej w Pokoju Wspólnym. Nie mógł odgonić od siebie tego widoku, a na samą myśl o tym jego żołądek wykręcał się w każdą stronę. Jeszcze nigdy nie poczuł się w ten sposób. Jeszcze nigdy nikt, w jednej chwili, nie stał mu się tak bliski jak Rosaline. Jeszcze nigdy nie był tak wściekły na swojego przyjaciela, na Remusa.

***

Peter niepewnie pchnął drzwi starej, już dawno nieużywanej klasy. Zawiasy koszmarnie zaskrzypiały, a oczy czterech osób znajdujących się w pomieszczeniu zwróciły się ku blondynowi.

            - Witaj Pettigrew. – na twarz Avery’ego wpełzł cyniczny uśmiech. Skrzyżował ręce na piersi, spoglądając szyderczo na Huncwota.

            - Jednak przemyślałeś naszą propozycję. To jak będzie? – z cienia wyłoniła się sylwetka Severusa, przypominająca nietoperza. Glizdogon nerwowo rozejrzał się po pomieszczeniu. Wcale nie czuł się dobrze w towarzystwie tych Avery’ego, Snape, Carrowa i młodszego Blacka. Wolałby, gdyby byli tu z nim jego przyjaciele. Przyjaciele? Czy napewno? Nigdy nie byli jego prawdziwymi przyjaciółmi, on zawsze był tym piątym kołem u wozu, wysługiwali się nim. Był popychadłem w ich rękach. Ale teraz wszystko miało się zmienić, ONI go zauważyli, zaproponowali wstąpienie w szeregi Czarnego Pana, zainteresowali się jego losem, dostrzegli w nim jakąś wartość.

            - Tak, chcę być szpiegiem Czarnego Pana. – zająknął się nieco, jednak po chwili wyprostował się wypinając dumnie pierś do przodu. Amycus Carrow, zgarbiony chłopak o bladej ziemistej cerze i małych rozbieganych oczach, zrobił krok w przód uśmiechając się z tryumfem. – James wciąż nie wie, kto zaatakował go w łazience. – rzucił przelotne spojrzenie na Snapea, który utkwił swoje czarne oczy w pulchnej twarzy Glizdogona.


            - Witaj w naszych szeregach Pettigrew. – wszyscy zarechotali, a najgłośniej poniósł się echem szyderczy śmiech Regulusa Blacka, który doskonale wiedział, że gdy jego znienawidzony brat dowie się o zdradzie jego przyjaciela, to wpadnie w szał. 

1 komentarz :