.

poniedziałek, 15 lipca 2013

ROZDZIAŁ VIII

Sobie, za to, że wytrwałam.


Nie jestem pewna czy ta piosenka pasuje do tego rozdziału, ale ten rozdział strasznie rozwlekł mi się w czasie i w sumie już nie wiem przy czym go pisałam. Jeżeli źle czyta Ci się przy Mirrors, spróbuj znaleźć inną piosenkę w Sowim Chórze na górze.

MIŁEGO CZYTANIA KOCHANI!


Halloweenowy czwartek, według Huncwotów, okazał się idealną okazją na imprezę w Pokoju Wspólnym Gryfonów. Tuż po uroczystej kolacji wszyscy uczniowie z domu Lwa, a także pojedynczy uczniowie z Ravenclawu i Hufflepuffu zgromadzili się w wieży Gryffindoru.. Peter i Remus przynieśli mnóstwo jedzenia i picia. Uczniowie ze smakiem pili kremowe piwo, a niektóre, starsze osoby, sięgały po kolejne butelki Ognistej Whisky, którą załatwili Syriusz z Jamesem. Z magicznych głośników płynęła głośna muzyka, do której szaleli uczniowie na środku pomieszczenia. Rosie i Lily zajmowały wysłużoną kanapę naprzeciwko kominka, każda z nich popijała z butelki kremowe piwo śmiejąc się głośno. Po odtańczeniu dzikiego tańca, Remus i Peter zajęli wolne fotele, a Black i Rogacz rozsiedli się na tej samej sofie co dziewczyny.

            - Noo, laski, może skusicie się na coś mocniejszego? – zapytał Syriusz, podnosząc do góry butelkę Ognistej Whisky. McRain spojrzała na rudowłosą, a ta tylko wzruszyła ramionami. Evans podała Syriuszowi dwie szklanki, a on wypełnił je do połowy bursztynowym płynem. Lily pociągnęła duży łyk napoju, a w jej głowie od razu zaszumiało. Przełyk palił ją żywym ogniem, a mimo to pierś ogarnęło przyjemne ciepło. Problemy jakby oddaliły się na dalszy plan, a humor znacznie się poprawił. Kilka szklanek później dziewczyny były już lekko wstawione, jednak nawet nie myślały o kończeniu zabawy, dopiero ją zaczynały. – Chodź McRain, zatańczymy! – Syriusz porwał brunetkę na środek do tańca i już po chwili wirowali w tłumie uczniów. Rosie śmiała się perliście, gdy Black wywijał na parkiecie jak najprawdziwszy tancerz, kręcąc z dziewczyną piruety. W ich ślady poszedł też Remus i Calanthe, a tuż za nimi Peter zniknął w tłumie z jakąś wstawioną Puchonką. Allyson, skierowała swoje kroki w stronę Jamesa. Lily widząc to szybko wkroczyła do akcji.

            - No chyba my nie będziemy tak siedzieć! – była mocno wstawiona. Ba! Już wtedy Rogacz wiedział, że jeżeli jego ukochana wypije jeszcze trochę to nie zapamięta wiele z tej imprezy. Złapała bruneta za rękę i pociągnęła go ze sobą w sam środek szalejącego tłumu, lekko zataczając się po drodze. James nieco zdziwiony, ale pozwolił poprowadzić się rudowłosej. Evans wciąż jedną dłonią ściskała rękę Pottera, a w drugiej trzymała butelkę po ognistej whisky firmy Blishen's Firewhisky. Również wstawiony, co prawda znacznie mniej niż Lily, Rogacz nie pozostawał dłużny dziewczynie. Swoją drugą dłonią złapał ją w talii. Tańczyli jak jeszcze nigdy, Lily nie zwracała uwagi na to, co jutro powiedzą ludzie. Najważniejsze było teraz dobrze bawić się i utrzeć nosa Allyson. Jeżeli ktoś zapytałby ją czemu tak nie lubiła tej pięknej Krukonki, to nie umiałaby odpowiedzieć jednoznacznie - nie lubiła jej i już! Na pewno nie dlatego, że zalecała się do okularnika, co to to nie! Rogacz pociągnął duży łyk z butelki, która jeszcze przed chwilą spoczywała w drobnej dłoni rudowłosej, po czym obrócił ją do okoła jej własnej osi. Dziewczyna zaśmiała się perliście. Evans rzucała ukradkowe spojrzenia to w stronę Ally, która naburmuszona tańczyła w towarzystwie Marka, to znowu Rosie, która co jakiś czas obściskiwana była przez Blacka, aż w końcu jej wzrok wędrował do Lupina i Cale, tańczących w swoim własnym rytmie.

            - Odbijany! - tuż przy uchu Jamesa, zadźwięczał głos Syriusza, który już zdążył porwać Lily. Potterowi nie pozostało nic innego jak przyłączyć się do grupki Gryfonów, którzy byli znacznie bardziej pijani niż on. Wciąż jednak nie spuszczał wzroku z Lily. Dziewczyna śmiała się głośno, gdy Łapa kręcił biodrami schodząc nisko do ziemi, jakby co najmniej robił striptiz. Lily przechyliła butelkę i wyrzłopała whisky do końca, po czym pusty pojemnik rzuciła w kąt pomieszczenia. Szampańska zabawa skończyła się grubo po północy, gdy większość osób już odpadła.

***

To czego Evans nauczyła się będąc przyjaciółką Huncwotów, to nigdy nie ufać im w sprawach imprez, a szczególnie w czasie ich trwania. Wcale nie jest przyjemnie pójść głodną na Historię Magii, chociaż podejrzewała, że i tak przy takim kacu niczego by nie przełknęła. Głowa bolała ją niemiłosiernie, mimo że wypiła już trzy 'poimprezowe eliksiry' od Syriusza. Black jest wręcz idealnym partnerem do picia, tylko że w porównaniu do Lily na nim dwie butelki Ognistej Whisky nie robią żadnego wrażenia. W sumie jedyna rzecz, którą pamiętała to Syriusz całujący się z Rosie w ciemnym kącie Pokoju Wspólnego Gryfonów.

I w jednej chwili głowa przestała ją boleć, a dreszcz, który przeszył jej ciało rozbudził rudowłosą lepiej niż nie jedna kawa. A co jeśli Potter wykorzystał moją nietrzeźwość? – pomyślała, odrzuciła od siebie tę myśl, uświadamiając siebie samą w duchu, że James przecież taki nie jest. Podświadomie jednak spodobała jej się wizja siebie w objęciach Jamesa Pottera. Uśmiechnęła się do tego obrazu. Poczuła szturchnięcie w ramię. Odwróciła się, przenosząc swoje zaspane oczy na chłopaka siedzącego za nią.

                - Ruda, masz kawałek pergaminu? – przystojny brunet o granatowych oczach posłał jej piękny uśmiech, na widok którego pod niejedną dziewczyną miękły kolana. Uwielbiał to robić, napawał się widokiem niemalże mdlejących na jego widok przedstawicielek płci pięknej. Były takie łatwe, każda była jego. Wystarczyło tylko kiwnąć palcem, a już miał wokół siebie wianuszek dziewczyn gotowych zrobić wszystko za jego uśmiech wysłany w ich stronę, nie wspominając już o uścisku czy pocałunku. Jednak na Lily nie robiło to większego wrażenia. Podała mu skrawek pergaminu. Dobrze wiedziała co będzie na nim napisane.

- Syriusz? – mruknęła. Nauczyciel, a właściwie duch nauczający historii magii profesor Binns, był zbyt zajęty swoimi długimi wywodami na temat wojen trollów w czternastym wieku, by usłyszeć jakąkolwiek rozmowę. – Podoba Ci się Rosie? – ściszyła głos tak, żeby koleżanka siedząca obok niej tego nie usłyszała. Nie doczekała się odpowiedzi. Syriusz zbył ją krótkim „pogadamy później” i wyszedł z klasy zaraz jak zadzwonił dzwonek nie czekając nawet na resztę Huncwotów – Jamesa, Remusa i Petera.

- Rosie. – ruda lekko szturchnęła przyjaciółkę. Brunetka odwróciła na nią nieprzytomny wzrok. Ona również wczoraj zdecydowanie przesadziła z ilością alkoholu. Huncwoci znacznie lepiej poradzili sobie z taką ilością procentów i w piątek rano, jak zwykle Syriusz wyglądał nienagannie i kusił swoją prezencją, włosy Jamesa były w wielkim nieładzie, a uśmiech nie schodził mu z twarzy, nawet okulary nie zdradziły żadnych worków pod oczami, Remus wyglądał trochę gorzej, jego twarz nie wyrażała zmęczenia, ale sterczące kosmyki włosów i niechlujnie zarzucone szaty wskazywały, że napewno zaspał. Z calej czwórki to Peter wyglądał najgorzej: rozczochrane włosy, sińce pod oczami i nieobecny wzrok - tego dnia były to jego cechy rozpoznawcze. - Czy coś się wczoraj wydarzyło między mną a Jamesem? - brunetka chwilę zamyśliła się.

- Nie, chyba nie, oprócz tego, że jak tańczyłaś z Rogaczem to wyglądałaś na wyjątkowo nim oczarowaną. Nie spuszczałaś z niego wzroku! - Rosie zachichotała dziko, jednak uspokoiła się widząc piorunujące spojrzenie rudowłosej.

- Boże, to dlatego TAK patrzył się na mnie na śniadaniu. Zrobiłam z siebie idiotkę. - przejechała jedną dłonią po twarzy. - Za to Ty byłaś baaardzo zajęta Syriuszem, a raczej jego ustami. - dodała z zawadiackim uśmiechem.

- Nic nie poradzę na to, że on jest taki seksowny. - brunetka wzruszyła ramionami i jak gdyby nigdy nic ruszyła przed siebie na kolejną lekcję, tym razem na eliksiry. Lily jeknęła w duchu, mimo że uwielbiała te zajęcia, to dzisiaj spędzenie dwóch godzin w dusznej, ciemnej klasie w dodatku w towarzystwie Ślizgonów wydawało jej się czymś absurdalnym i niewykonalnym. Z rezygnacją powlokła się za swoją przyjaciółką.  

***
- Nareszcie weekend! - krzyknął Syriusz, opuszczając klasę transmutacji, gdzie odbywała się ich ostatnia w tym tygodniu lekcja.

- Możesz ciszej? Boli mnie głowa. - warknęła Lily, rozmasowując sobie skronie. Black objął rudowłosą w pasie.

- No Lilka, wczoraj to ostro dałaś czadu. - powiedział uśmiechając się szeroko. Wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Potterem. Evans zmarszczyła brwi, krzyżując ręce na piersi.

- O co wam chodzi? - zapytała groźnie.

- Nic, nic... - odpowiedział Syriusz układając usta w dzióbek. Wszyscy oprócz Lily i Blacka wybuchli śmiechem. Rudowłosa wywróciła oczami.

- Ej Evans, dzisiaj wracam do treningów, może byś przyszła pooglądać jak sobie radzę? - zapytał Potter mierzwiąc swoje i tak już rozczochrane włosy. Ruda ostentacyjnie zrzuciła rękę Łapy ze swojego ramienia po czym zwróciła się do Rogacza.

- Nie wiem co wczoraj robiliśmy, ale nie wyobrażaj sobie za dużo. Oh cicho bądź Remus! - dodała widząc, że rozbawiony Lupin chce dodać coś od siebie. Pociągnęła wciąż chichoczącą Rosie za sobą i przeszła przodem przez dziurę pod portretem, wcześniej podając Grubej Damie hasło.

***

            - Rosie zabiję Cię kiedyś. – warknęła Lily obejmując się ramionami i szczękając zębami z zimna. McRain została zaproszona przez ścigającego Gryffindoru – Michaela Prisley – na ich trening Quiditcha. Rosie, jako zagorzała fanka wysportowanych, męskich ciał, od razu przystała na tę propozycję.

            - Oh, nie udawaj! Wiem, że chciałaś tu przyjść dla Rogacza. – uśmiechnęła się do niej promiennie, sama nie wierząc, w prawdziwość swoich słów.

            - Czy Tobie od uganiania się za facetami do reszty mózg wyparował? – pisnęła niezadowolona Evans, pukając się palcem w czoło. Rosie tylko zaśmiała się perliście, poprawiając swój szalik w barwach domu lwa. – Jesteś niemożliwa. – prychnęła Lily z lekkim uśmiechem na twarzy, gdy Rosie pomachała do jednego z Gryfonów, którzy właśnie wylądowali na trawie na boisku.

            - No co? Ja po prostu korzystam z życia! Kiedy będę się umawiała na randki? Jak już będę stara i zgorzkniała? – zaśmiała się ponownie, różdżką wyczarowując dwa kubki gorącej czekolady. – I tak Ciebie kocham najbardziej na świecie, wredny rudzielcu. – objęła Lily ramieniem i przytuliła policzek do jej policzka. Zachichotały głośno, po czym wspólnie zeszły z trybun.

            - Ja Ciebie też kocham Rose. – kąciki ust Lily powędrowały ku górze. Wiedziała jednak, że ta sielanka nie będzie trwała wiecznie. Póki co ma wszystko, kochającą ją rodzinę, Rosie, Syriusza, Jamesa, Remusa, a nawet Petera. Jednak co stanie się z nimi po ukończeniu szkoły? Czy ich drogi się rozejdą? A może wciąż będą tworzyć zgraną paczkę. Czy każdy z nich dostanie się na wymarzoną uczelnię? Nie potrafiła sobie wyobrazić co zrobi bez swoich najbliższych, jak sobie poradzi. Oczywiście ciągle zapewniali, że po ukończeniu szkoły nic się nie zmieni, wciąż będą sobie tak samo bliscy, jednak każdy z nich zdawał sobie sprawę z realiów życia. Wkraczają w dorosłe życie: założą swoje rodziny, zajmą się dalszą nauką, pracą, będą mieli swoje sprawy i problemy. Z pewnością nigdy nie rozłączy ich jedno, wspólna nienawiść do Lorda Voldemorta i czarnej magii. Obiecali sobie, że będą walczyć i starać się zmieniać świat czarodziejów. 


***

            - Jednak przyszłaś Evans. – głos Jamesa zadźwięczał przy uchu rudowłosej, gdy ta sama wracała przez błonia do zamku. Rosie zniknęła gdzieś z Michaelem, zaraz po tym jak chłopcy zeszli z boiska. Rudowłosa postanowiła, urządzić sobie mały spacer, mimo, że pogoda nie była sprzyjająca. Nad Hogwartem wisiały ciężkie deszczowe chmury, z których w każdej chwili mógł lunąć deszcz.

            - Z Rosie, przyszłam z Rosie. Michael ją zaprosił. – odparła, uśmiechając się delikatnie.

            - Wiesz, nie musiałaś przychodzić... – na jego twarz wpłynął zawadiacki uśmiech. Miotłę, którą trzymał w prawej ręce, zarzucił na ramię, a drugą ręką poczochrał włosy.

            - Musisz to robić? – zapytała z pretensją. Rogacz wziął kubek z jej rąk i upił z niego duży łyk. Przymknął powieki czując ciepło rozchodzące się po jego ciele.

            - Czochrać włosy czy być takim przystojnym? Bo nie wiem, o które Ci chodzi. – wyszczerzył swoje białe zęby w szerokim uśmiechu. Kąciki ust rudowłosej delikatnie drgnęły ku górze.

            - Wymyślać sobie bajki. – odparła z uśmiechem. – Czemu jak zrobię coś, to zawsze myślisz, że robię to z myślą o Tobie? – wyrwała swój kubek z powrotem, widząc jak Potter znowu chce upić trochę czekolady.

            - Wiesz, zakochani tak mają – widzą to co chcą widzieć. – rudowłosa spojrzała na niego uważnie, oczekiwała, że zobaczy na jego twarzy, cień żartu.

            - Masz szesnaście lat, co możesz wiedzieć, o prawdziwej miłości. – spojrzała na niego wyczekująco znad swojego kubka. Potter ponownie poczochrał swoje włosy.

            - Nie trzeba wiedzieć co to jest miłość, Evans. Wystarczy po prostu kochać. Tak, to wystarczy. – odparł, po czym uśmiechnął się promiennie. Lily nie mogła uwierzyć w to co przed chwilą usłyszała. Chłopak, którego do tej pory miała za nadętego dupka, myślącego tylko i wyłącznie o sobie, zaskoczył ją tak, jak już dawno nikt. W ciszy pomaszerowali do wieży Gryffindoru. Słowa Jamesa jeszcze długo dźwięczały w głowie rudowłosej.

***

Lily wraz z Rosie, śmiejąc się głośno, weszły do Wielkiej Sali z zamiarem zjedzenia kolacji. Zajęły swoje stałe miejsce przy stole Gryffindoru. Huncwoci jedli już, rozmawiając ściszonym głosem. Remus przeglądał najnowsze wydanie Proroka Wieczornego.

            - Co piszą? – zagadnęła Rosie, nakładając sobie dużą porcję pieczonych ziemniaczków.

            - Nic dobrego, posłuchajcie: Kolejne zniknięcia! Ministerstwo Magii poinformowało nas o kolejnym ataku, tym razem z Hogsmeade, wioski w Szkocji, zniknęła czarownica Erlanda Hallins. Grupa czarodziejów  napadła na jej dom w godzinach popołudniowych. W mieszkaniu nie było nikogo oprócz ofiary. Aurorzy pojawili się na miejscu niedługo po ataku. Rodzinie zaginionej składamy najszczersze kondolencje. Dodajmy, że w pobliżu wioski znajduje się Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Czy w związku z tajemniczymi zniknięciami dyrektor Albus Dumbledore postanowi zamknąć szkołę, a uczniów odesłać do domów? Więcej o tym na stronie siedemnastej. – Remus złożył gazetę i popatrzył na przyjaciół, którzy wpatrywali się w niego z niedowierzaniem.

            - To straszne, przecież to całkiem niedaleko od Hogwartu! – szepnęła Rosie, patrząc na Lupina.

            - Myślę, że to nie jest w tym najstraszniejsze. Teraz nigdzie nie jesteśmy bezpieczni. – odparł Syriusz, wciąż nie mogąc uświadomić sobie tego co przed chwilą usłyszał.


            - Ale TUTAJ jesteśmy bezpieczni, prawda? – zapytała niepewnie Lily, uparcie wpatrując się w swój talerz. Kontynuowali jedzenie, a Remus wciąż przeglądał gazetę.

            - Obawiam się Lily, że już nie dokońca. – mruknął posępnie Lunatyk, po kilku minutach ciszy, która zaległa między nimi. W tym momencie powstał dyrektor Hogwartu, a wszelkie rozmowy ucichły.

            - Moi Kochani! – rozpoczął, jednak na jego twarzy nie malował się ten dobrotliwy uśmiech co zawsze. – Jak już pewnie wiecie, w Hogsmeade doszło do strasznych rzeczy. Ministerstwo ukrywa fakt, że za atakami stoi Lord Voldemort. – jak zwykle, gdy dyrektor wymówił imię Czarnego Pana, po Sali przebiegł cichy pomruk. Albus zignorował go i kontynuował. – Ja jednak uważam, że powinniście zdawać sobie sprawę co dzieje się poza murami szkoły. Chciałbym was prosić o wyrozumiałość, bo teraz zostaną wprowadzone naprawdę rygorystyczne zasady: w Pokojach Wspólnych musicie być o godzinie dwudziestej, bez zgody nauczyciela nie wolno opuszczać wam terenu zamku, a wszystkie akty niesubordynacji będą surowo karane. – kąciki wąskich ust mężczyzny lekko drgnęły w górę. – A teraz mam dla uczniów z klas czwartych i starszych dobrą wiadomość. W Boże Narodzenie odbędzie się Bal! – sala rozbrzmiała gromkimi brawami i okrzykami. Albus wzniósł ręcę ku górze, dając uczniom znak, że powinni jeszcze na chwilę wstrzymać swoje dzikie okrzyki. – Jeżeli uczniowie młodszych klas chcą pojawić się na balu, muszą zadbać, aby ktoś starszy zaprosił ich. – mrugnął do uczniów z lekkim uśmiechem na ustach. - Oczywiście obowiązują stroje wieczorowe. Przed świętami zorganizujemy jeszcze jedno wyjście do Hogsmeade, ale o tym dowiecie się już kiedy indziej. Tym czasem, żegnajcie. Dobranoc. – staruszek uśmiechnął się dobrotliwie, a ze stołów zniknęły brudne naczynia i resztki jedzenia. Uczniowie powoli powlekli się do swoich dormitoriów. Idąc piątym piętrem, bez problemu mogli usłyszeć wybuch, a nawet zobaczyć biednego woźnego, który właśnie przebiegł korytarzem z takim wyrazem twarzy, jakby goniły go trolle górskie. Nie były to żadne magiczne stworzenia, a zwykłe miotły i mopy, których Filtch używał do sprzątania zamku. Śmiech osób zgromadzonych na korytarzu poniósł się echem, a Syriusz z Jamesem przybili w powietrzu piątkę, szczerząc szeroko zęby w uśmiechu. Nawet kąciki ust Lily lekko drgnęły w górę. W porównaniu do niej, Rosie wydawała się być urzeczona pomysłem chłopców. Evans w porę się opamiętała i pociągnęła McRain w kierunku wieży Gryffindoru, nie zaszczycając Huncwotów nawet spojrzeniem.

            - Evans, umówisz się ze mną? – krzyknął za nią Potter, z wielkim uśmiechem na twarzy. Rudowłosa zignorowała jego pytanie i zniknęła na schodach prowadzących na szóste piętro. 

3 komentarze :

  1. Hej, bardzo dziękuję Ci za komentarz na moim blogu ^^. Oczywiście, z ciekawości weszłam na Twojego i możesz być pewna, że będę Twoją czytelniczką zważywszy na to, że piszesz o Huncwotach, tlyko potrzebuję czasu na nadrobienie zaległości, i to nie tylko u Ciebie :).
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Okey, w końcu udało mi się nadrobić ^.^ Wiesz, że nawet nie sądziłam, jak bardzo stęskniłam się za legendarnym "Evans, umówisz się ze mną?", zważywszy na to, że u mnie tego brakuje? :D. Dlatego z przyjemnością czytało mi się te rozdziały, chociaż mam pewne zastrzeżenia do Syriusza-Casanovy, bo nie bardzo go lubię w tym wydaniu. Ale już odpuszczę ze względu na to, że jaki by Black nie był, i tak jest słodki i go kocham :D.
    Poza tym, cholernie spodobały mi się słowa Jamesa <33
    "- Masz szesnaście lat, co możesz wiedzieć, o prawdziwej miłości. – spojrzała na niego wyczekująco znad swojego kubka. Potter ponownie poczochrał swoje włosy.
    - Nie trzeba wiedzieć co to jest miłość, Evans. Wystarczy po prostu kochać. Tak, to wystarczy. – odparł, po czym uśmiechnął się promiennie."

    Kocham go, normalnie go kocham ^^.

    Ogólnie, rozdział mi się podoba i chyba nie mam mu nic do zarzucenia, bo ładnie i lekko opisujesz... no i nie zauważyłam błędów, chyba, że są, a ja jestem ślepa ;p.

    Hm, i coś Ci się chyba z szablonem dzieje :).
    Pozdrawiam i życzę weny! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. kochamtoopowiadaniekochamtoopowiadaniekochamtoopowiadaniekochamtoopowiadanie ♥
    kochamciebiekochamciebiekochamciebiekochamciebiekochamciebiekochamciebie ♥

    OdpowiedzUsuń