.

poniedziałek, 8 lipca 2013

ROZDZIAŁ VII

Trójka przyjaciół wbiegła z przerażonymi minami do Skrzydła Szpitalnego, spodziewając się najgorszego. To co ujrzeli zupełnie zbiło ich z tropu. Siedzący przy łóżku Rogacza Syriusz i Rosie, gawędzili beztrosko, uśmiechając się lekko. Lily chwiejnym krokiem podeszła do łóżka Jamesa, spoglądając z wyczekiwaniem na swoich przyjaciół. W końcu Syriusz posłał w jej stronę zawadiacki uśmiech.

                    - No słucham? - odezwała się Evans. Cała trójka spodziewała się, że zastanie pustą salę, a Potter będzie odesłany do szpitala świętego Munga, a tymczasem McRain i Łapa siedzą i gawędzą sobie w najlepsze jak gdyby nigdy nic. Widząc ich pytające spojrzenia, kontynuowała. - Czemu do cholery mieliśmy tak szybko przylecieć tutaj skoro James jest dalej nieprzytomny! - podniosła głos, groźnie wyrzucając ręce w górę.

                    - Lilka obudziłabyś umarłego tym wrzaskiem. - z ust Rogacza wydobył się słaby zachrypnięty głos. Z trudem uśmiechnął się patrząc najpierw na zszokowaną Lily, a później na Remusa i Petera.

                    - Jezu, James, ty żyjesz. - wyrwało się Lupinowi.

                    - Nie mogliście nam powiedzieć wcześniej? - warknęła rudowłosa do Rosie.

                    - Powiedzielibyśmy gdybyś nie zaczęła się na nas wydzierać na wstępie... - odburknął urażony Black. Lily zignorowała go i razem z Lupinem i Glizdogonem pochyliła się nad Rogaczem.

                    - Jak się czujesz James? - zapytał niepewnie Pettigrew, na co Syriusz prychnął groźnie.

                    - Zaznaczając Glizdek, że jeszcze kilka chwil temu był prawie martwy, to proponuję samodzielnie odpowiedzieć sobie na to pytanie. - wszyscy zachichotali, nawet wyczerpany Potter, a Peter spłonął szkarłatnym rumieńcem.

                    - Pamiętasz kto Ci to zrobił? - zapytał, już na poważnie Lunatyk.

                    - Nie. - odpowiedzieli równocześnie Łapa, Rogacz i Rosie.

                    - Pani Conolly mówi, że to dlatego, że porządnie rąbnął się głową o ziemię. Pamięta tylko, co ten ktoś do niego mówił. - dodała posępnie dziewczyna. Zapadła cisza, ale nie taka niezręczna, po prostu każdy z nich pogrążył się w swoich rozmyślaniach. - Muszę lecieć Jim. - odezwała się Rose słabym głosem. - Mam się stawić u McGonagall, bo Slughorn się poskarżył, że obściskuję się z facetami na korytarzu. - wyjaśniła, krzywiąc się. Syriusz zagwizdał, a Remus zachichotał dziko. Na twarz Jamesa wpłynął zadziorny uśmiech, a w jego zmęczonych oczach pojawiły się wesołe ogniki. Pożegnała się ze wszystkimi i obdarowała Pottera delikatnym całusem w policzek, po czym opuściła pomieszczenie. Tuż po niej wyszedł Remus z Peterem, kierując się na wróżbiarstwo. Biedny Peter przemknęło przez myśl Evans. Najbardziej znienawidzonym przedmiotem Glizdogona były właśnie lekcje z panem Dornerem Collinsem, którego uczniowie przekornie nazywali Kanarem przez jego kanarkowo żółte szaty, w których miał zwyczaj przychodzić na zajęcia. Był wyjątkowo nudny, mimo że wydawało mu się, że jego żarty są  śmieszne, jednak w gruncie rzeczy były naprawdę drętwe, nawet Pally, która uwielbiała wróżbiarstwo, nie śmiała się z jego dowcipów. Lily uśmiechnęła się sama do siebie, zapominając, że znajduje się wśród przyjaciół. Rogacz leżał nieruchomo z otwartymi oczami, uważnie słuchając śmiesznych historii opowiadanych przez Syriusza. Evans wspięła się na łóżko stojące za nią i usiadła na nim po turecku, co oczywiście spotkało się z dezaprobatą pielęgniarki, jednak ta nic się nie odezwała. Rzucała jedynie co jakiś czas groźne spojrzenia ze swojego gabinetu, ale rudowłosa zdawała się tego w ogóle nie zauważać.

                    - W sobotę mecz, Ślizgoni kontra Puchoni. - zagadnęła Lily, a Syriusz od razu podłapał temat.

                    - Mam nadzieję, że Slytherin wygra. - mruknął Rogacz słabym głosem. Oczy Lily i Blacka rozszerzyły się do wielkości pięciozłotówek.

                    - Chyba naprawdę mocno uderzyłeś się w ten swój rozczochrany łeb. - Evans od razu zaoponowała, a Łapa dalej nie dowierzał w to co przed chwilą usłyszał. Jego najlepszy przyjaciel, za Ślizgonami? To chore.

                    - Krukonów rozwalą z palcem w nosie, więc jeżeli wygrają to będziemy mieli okazję skopać im tyłki w finale. - okularnik zakasłał donośnie, a opatrunek odkleił się z jednej strony od policzka. Ręka rudowłosej mimowolnie wystrzeliła ku głowie Pottera, by poprawić gazę. Gdy jej dłoń zetknęła się z jego skórą zadrżał, a po jego plecach przebiegł przyjemny dreszcz. Przymknął oczy i błogi uśmiech wpełzł na jego usta.- To mój ostatni rok w Hogwarcie, muszę zdobyć Puchar Quiditcha. - uśmiechnął się do Syriusza, który odwzajemnił gest.

                   - Potter, masz najlepszą drużynę w historii Hogwartu, nie ma opcji żebyśmy nie wygrali. - Black dumnie wypiął pierś i klepnął się po niej kilka razy dłonią. Lily zachichotała, a James z wysiłkiem pogłębił swój uśmiech.

                   - Jak tylko wyjdę ze szpitala, to ruszamy z treningami! Mamy straszne tyły! - zaznaczył Potter, ale jego entuzjazm przerwała pielęgniarka, która niespodziewanie pojawiła się przy jego łóżku. Machnęła różdżką i przezroczyste flakoniki wypełniły się różnokolorowymi eliksirami. Rogacz skrzywił się na samą myśl, że będzie musiał to wszystko wypić.

                   - Póki co Panie Potter, nie opuścił pan nawet szpitala, a nie wydaje mi się, żebyś wcześniej niż za trzy tygodnie wsiadł z powrotem na miotłę. - widząc, że James chce jej przerwać dodała szybko. - Chyba, że za cel życiowy postawiłeś sobie pokonanie rekordu w ilości wizyt u mnie.

                   - A jaki jest rekord? - zainteresował się Syriusz, za co Lily lekko klepnęła go otwartą dłonią w tył głowy. Pani Conolly wywróciła oczami podając Rogaczowi pierwszą fiolkę. Chłopak spojrzał z obrzydzeniem na bulgoczący, ciemnozielony płyn.

                   - Ale ja nie chce. - mruknął, krzywiąc się. Odsunął od siebie dłoń, w której trzymał buteleczkę.

                   - Proszę nie cudować i pić, bo inaczej wleję to w Ciebie siłą. - zagroziła pielęgniarka, patrząc groźnie na rozbawionych Syriusza i Lily.

                   - Nie chcę. - Rogacz wykrzywił się jeszcze bardziej, gdy jego usta zetknęły się z eliksirem.

                   - Widzisz nie było tak strasznie. - powiedziała usatysfakcjonowana pielęgniarka, podając mu kolejne lekarstwa.

                   - To Pani tak uważa...

***
Wraz z odejściem października, Hogwartczycy pożegnali piękną pogodę. Jeszcze 31 października cała szkoła aż huczała od plotek na temat Jamesa i tego co mu się stało. Jedni upierali się, że poszedł do Zakazanego Lasu i tam napadło go jakieś zwierzę, a inni uważali, że zranił go sam Lord Voldemort. Potter, o ile to możliwe, stał się jeszcze bardziej rozchwytywany w szkole, szczególnie przez uczennice, a najbardziej przez Allyson. Rogacz, czuł się już znacznie lepiej, ale wciąż nie mógł trenować Quiditcha. Bywały momenty, że nie mógł usiedzieć w miejscu, wiedząc, że jego koledzy z drużyny latają po boisku ćwicząc jego nową taktykę. Krążył wtedy po pokoju, udając jedynie, że słucha tego co mówią do niego przyjaciele.
Halloween w Hogwarcie było obchodzone szczególnie, może nie tak jak Boże Narodzenie, ale  uczniowie również zasiadali do uroczystej kolacji, a w zamku roiło się od różnych rozmiarów dyń, lewitujących świec, korytarze obwieszone były girlandami pajęczyn, a za każdym zakrętem trzeba było uważać, aby nie wpaść w jedną z wielu pułapek zostawionych przez Huncwotów. Irytek również nie próżnował, próbował od uczniów wyłudzić łakocie, a gdy Ci nie spełniali jego próśb obrzucał ich wiązanką wyzwisk i robił sobie z nich głupie żarty.
Pewnego popołudnia, gdy Lily i Remus wspólnie odrabiali zadania na następny dzień w bibliotece, Lupin postanowił poważniej porozmawiać z Lily.

                   - Lily?

                   - Tak? - mruknęła, stawiając ostatnią kropkę w swoim wypracowaniu na eliksiry. Uśmiechnęła się z dumą sama do siebie, wkładając zapisany pochyłym pismem pergamin do torby.

                   - Czy Ty i Rogacz... To znaczy czy on Ci się podoba? - Evans wlepiła w szatyna zielone oczy.

                   - Remus, rozmawialiśmy już o tym... - zaczęła łagodnie, jednak chłopak jej przerwał.

                   - Tak, wiem, że rozmawialiśmy, ale po prostu pytam. To jak? - rudowłosa zastanowiła się dokładnie nim powiedziała cokolwiek. Doskonale wiedziała, że Lunatykowi może powiedzieć wszystko, jednak sama nie wiedziała co chce mu powiedzieć.

                   - No wiesz, jest przystojny i ma ładne oczy, ale  to naprawdę wszystko. Przecież wiesz, że Tobie bym powiedziała, gdyby coś. - dodała, widząc jego niepewną minę. Uśmiechnęła się delikatnie, a chłopak odwzajemnił gest.

                   - Tak wiem. - mruknął, wracając do pisania swojego wypracowania dla profesor McGonagall.

***

James i Rosie spacerowali korytarzami zamku wśród wielu uczniów, którzy po czwartkowych lekcjach mieli ochotę na mały spacer. Pogoda nie sprzyjała do wyjść, a wręcz odrzucała, więc większość osób plątała się po różnych piętrach zamku. Wiele osób z chęcią nie ruszałoby się z łóżka. Z braku jakichkolwiek perspektyw na zapełnienie wolnego czasu na wspólną przechadzkę udali się Rogacz i McRain. Dziewczyna zdecydowanie wolała towarzystwo Remusa, jednak Potter też był jej bliski.

                   - Rogacz ona po prostu nie rozumie, że ma świetnego faceta na wyciągnięcie ręki! - odezwała się dziewczyna, kiedy Potter smętnie zwiesił głowę.

                   - Ale czemu ona, do cholery, nie może zrozumieć, że ja ją kocham?! Może powinienem spróbować w innym języku? - prychnął. Rosie zachichotała cicho, a że chłopakowi wcale nie było do śmiechu, więc obrzucił ją morderczym spojrzeniem. Jego brwi powędrowały ku górze i z wyczekiwaniem patrzył na brunetkę.

                   - Bo to jest śmieszne, wszyscy zgodnie uważamy, że pasujecie do siebie jak nikt inny oprócz Lilki. No bo co jej szkodzi spróbować? - brunet wzruszył ramionami.
                   - Pokażę Ci coś. - z kieszeni wyjął małe granatowe pudełeczko pokryte aksamitem. Rosie uniosła wysoko brwi.

                   - Chcesz się jej oświadczyć? - parsknęła śmiechem. Ten pomysł był tak irracjonalny, że rozbawiła samą siebie.

                   - Nie? Jesteś głupia, czy udajesz? - powiedział z przekąsem, za co otrzymał od Rosie kuksańca w żebra. Otworzył pudełeczko, a oczom brunetki ukazał się jeden z najpiękniejszych naszyjników jaki widziała. Na cienkim złotym łańcuszku wisiało serduszko średniej wielkości, a na nim doczepiony był diamencik w tym samym kształcie. Otoczony był malutkimi cyrkoniami, które pięknie mieniły się w świetle. Zdecydowanie był to prezent, o którym marzyła każda dziewczyna.- To dla niej. - dodał, widząc maślany wzrok dziewczyny.

                   - Przecież Ruda właśnie o nim marzyła! - wykrzyknęła brunetka, a kilka głów zwróciło się w ich stronę. - Skąd Ty...

                   - Przeznaczenie. - wyszczerzył swoje białe zęby. - Nie no, jak byliśmy w Hogsmeade to go mierzyła i tak jej się świeciły oczy i w ogóle była taka szczęśliwa, że go miała na szyi. - uśmiechnął się na samo wspomnienie wizyty w sklepie jubilerskim. McRain zagwizdała i uśmiechnęła się promiennie, gdy chłopak chował pudełeczko z powrotem do kieszeni.

                   - Wiem jak zareaguje Lilka, będzie się cieszyć, ale nie przyjmie go. Był za drogi, ZDECYDOWANIE za drogi. Nie jesteście małżeństwem, nie pracujecie, ani nie zarabiacie milionów, więc chyba nie powinniście obdarowywać się tak drogimi prezentami, zwłaszcza, że są to podarunki w jedną stronę. - zakończyła swój wywód, a James machnął jedynie lekceważąco ręką.

                   - Rose, nawet gdyby mnie nie było stać, to zrobiłbym wszystko żeby kupić jej ten kawałek metalu. - uśmiechnął się szeroko, jednak widząc nieprzekonaną minę McRain kontynuował. - Będzie musiała go przyjąć, bo dam jej go w Boże Narodzenie i jeszcze nie wiem czy się podpisze, więc nie będzie miała pewności, że to ja. McRain, gdyby była moja już do końca życia, to mógłbym kupować jej sto takich wisiorków dziennie i za każdym razem łapać dla niej gwiazdkę z nieba, byleby tylko była szczęśliwa. - dziewczyna słuchała słów chłopaka z niedowierzaniem. Jeszcze nigdy nie usłyszała takiego pięknego zdania wypowiedzianego jego ustami. Teraz już była pewna, że Rogacz kocha rudowłosą. Nie dlatego, że kupił jej chorobliwie drogi prezent, słyszała to w tonie jego głosu, gdy wymawiał każde kolejne słowo ze stu procentową miłością. Miłością, która oprócz wzajemności nie chce niczego w zamian. Tak James kochał Lily i teraz McRain nie miała już co do tego żadnych wątpliwości.


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz