Trójka przyjaciół wbiegła z przerażonymi
minami do Skrzydła Szpitalnego, spodziewając się najgorszego. To co ujrzeli
zupełnie zbiło ich z tropu. Siedzący przy łóżku Rogacza Syriusz i Rosie, gawędzili
beztrosko, uśmiechając się lekko. Lily chwiejnym krokiem podeszła do łóżka
Jamesa, spoglądając z wyczekiwaniem na swoich przyjaciół. W końcu Syriusz posłał
w jej stronę zawadiacki uśmiech.
- No słucham? - odezwała się
Evans. Cała trójka spodziewała się, że zastanie pustą salę, a Potter będzie
odesłany do szpitala świętego Munga, a tymczasem McRain i Łapa siedzą i gawędzą
sobie w najlepsze jak gdyby nigdy nic. Widząc ich pytające spojrzenia,
kontynuowała. - Czemu do cholery mieliśmy tak szybko przylecieć tutaj skoro
James jest dalej nieprzytomny! - podniosła głos, groźnie wyrzucając ręce w górę.
- Lilka obudziłabyś umarłego
tym wrzaskiem. - z ust Rogacza wydobył się słaby zachrypnięty głos. Z trudem uśmiechnął
się patrząc najpierw na zszokowaną Lily, a później na Remusa i Petera.
- Jezu, James, ty żyjesz. -
wyrwało się Lupinowi.
- Nie mogliście nam
powiedzieć wcześniej? - warknęła rudowłosa do Rosie.
- Powiedzielibyśmy gdybyś
nie zaczęła się na nas wydzierać na wstępie... - odburknął urażony Black. Lily
zignorowała go i razem z Lupinem i Glizdogonem pochyliła się nad Rogaczem.
- Jak się czujesz James? -
zapytał niepewnie Pettigrew, na co Syriusz prychnął groźnie.
- Zaznaczając Glizdek, że jeszcze kilka
chwil temu był prawie martwy, to proponuję samodzielnie odpowiedzieć sobie na
to pytanie. - wszyscy zachichotali, nawet wyczerpany Potter, a Peter spłonął
szkarłatnym rumieńcem.
- Pamiętasz kto Ci to zrobił?
- zapytał, już na poważnie Lunatyk.
- Nie. - odpowiedzieli
równocześnie Łapa, Rogacz i Rosie.
- Pani Conolly mówi, że to
dlatego, że porządnie rąbnął się głową o ziemię. Pamięta tylko, co ten ktoś do
niego mówił. - dodała posępnie dziewczyna. Zapadła cisza, ale nie taka niezręczna,
po prostu każdy z nich pogrążył się w swoich rozmyślaniach. - Muszę lecieć Jim.
- odezwała się Rose słabym głosem. - Mam się stawić u McGonagall, bo Slughorn
się poskarżył, że obściskuję się z facetami na korytarzu. - wyjaśniła, krzywiąc
się. Syriusz zagwizdał, a Remus zachichotał dziko. Na twarz Jamesa wpłynął
zadziorny uśmiech, a w jego zmęczonych oczach pojawiły się wesołe ogniki. Pożegnała
się ze wszystkimi i obdarowała Pottera delikatnym całusem w policzek, po czym
opuściła pomieszczenie. Tuż po niej wyszedł Remus z Peterem, kierując się na
wróżbiarstwo. Biedny Peter przemknęło
przez myśl Evans. Najbardziej znienawidzonym przedmiotem Glizdogona były właśnie
lekcje z panem Dornerem Collinsem, którego uczniowie przekornie nazywali
Kanarem przez jego kanarkowo żółte szaty, w których miał zwyczaj przychodzić na
zajęcia. Był wyjątkowo nudny, mimo że wydawało mu się, że jego żarty są śmieszne, jednak w gruncie rzeczy były naprawdę
drętwe, nawet Pally, która uwielbiała wróżbiarstwo, nie śmiała się z jego
dowcipów. Lily uśmiechnęła się sama do siebie, zapominając, że znajduje się wśród
przyjaciół. Rogacz leżał nieruchomo z otwartymi oczami, uważnie słuchając śmiesznych
historii opowiadanych przez Syriusza. Evans wspięła się na łóżko stojące za nią
i usiadła na nim po turecku, co oczywiście spotkało się z dezaprobatą pielęgniarki,
jednak ta nic się nie odezwała. Rzucała jedynie co jakiś czas groźne spojrzenia
ze swojego gabinetu, ale rudowłosa zdawała się tego w ogóle nie zauważać.
- W sobotę mecz, Ślizgoni
kontra Puchoni. - zagadnęła Lily, a Syriusz od razu podłapał temat.
- Mam nadzieję, że Slytherin
wygra. - mruknął Rogacz słabym głosem. Oczy Lily i Blacka rozszerzyły się do
wielkości pięciozłotówek.
- Chyba naprawdę mocno uderzyłeś
się w ten swój rozczochrany łeb. - Evans od razu zaoponowała, a Łapa dalej nie
dowierzał w to co przed chwilą usłyszał. Jego najlepszy przyjaciel, za Ślizgonami?
To chore.
- Krukonów rozwalą z palcem w
nosie, więc jeżeli wygrają to będziemy mieli okazję skopać im tyłki w finale. -
okularnik zakasłał donośnie, a opatrunek odkleił się z jednej strony od
policzka. Ręka rudowłosej mimowolnie wystrzeliła ku głowie Pottera, by poprawić
gazę. Gdy jej dłoń zetknęła się z jego skórą zadrżał, a po jego plecach
przebiegł przyjemny dreszcz. Przymknął oczy i błogi uśmiech wpełzł na jego
usta.- To mój ostatni rok w Hogwarcie, muszę zdobyć Puchar Quiditcha. - uśmiechnął
się do Syriusza, który odwzajemnił gest.
- Potter, masz najlepszą drużynę
w historii Hogwartu, nie ma opcji żebyśmy nie wygrali. - Black dumnie wypiął
pierś i klepnął się po niej kilka razy dłonią. Lily zachichotała, a James z
wysiłkiem pogłębił swój uśmiech.
- Jak tylko wyjdę ze szpitala,
to ruszamy z treningami! Mamy straszne tyły! - zaznaczył Potter, ale jego
entuzjazm przerwała pielęgniarka, która niespodziewanie pojawiła się przy jego łóżku.
Machnęła różdżką i przezroczyste flakoniki wypełniły się różnokolorowymi
eliksirami. Rogacz skrzywił się na samą myśl, że będzie musiał to wszystko wypić.
-
Póki co Panie Potter, nie opuścił pan nawet szpitala, a nie wydaje mi się, żebyś
wcześniej niż za trzy tygodnie wsiadł z powrotem na miotłę. - widząc, że James
chce jej przerwać dodała szybko. - Chyba, że za cel życiowy postawiłeś sobie
pokonanie rekordu w ilości wizyt u mnie.
- A jaki jest rekord? -
zainteresował się Syriusz, za co Lily lekko klepnęła go otwartą dłonią w tył głowy.
Pani Conolly wywróciła oczami podając Rogaczowi pierwszą fiolkę. Chłopak
spojrzał z obrzydzeniem na bulgoczący, ciemnozielony płyn.
- Ale ja nie chce. - mruknął,
krzywiąc się. Odsunął od siebie dłoń, w której trzymał buteleczkę.
- Proszę nie cudować i pić, bo
inaczej wleję to w Ciebie siłą. - zagroziła pielęgniarka, patrząc groźnie na
rozbawionych Syriusza i Lily.
- Nie chcę. - Rogacz wykrzywił
się jeszcze bardziej, gdy jego usta zetknęły się z eliksirem.
- Widzisz nie było tak
strasznie. - powiedziała usatysfakcjonowana pielęgniarka, podając mu kolejne
lekarstwa.
- To Pani tak uważa...
***
Wraz z odejściem października, Hogwartczycy
pożegnali piękną pogodę. Jeszcze 31 października cała szkoła aż huczała od
plotek na temat Jamesa i tego co mu się stało. Jedni upierali się, że poszedł
do Zakazanego Lasu i tam napadło go jakieś zwierzę, a inni uważali, że zranił
go sam Lord Voldemort. Potter, o ile to możliwe, stał się jeszcze bardziej
rozchwytywany w szkole, szczególnie przez uczennice, a najbardziej przez
Allyson. Rogacz, czuł się już znacznie lepiej, ale wciąż nie mógł trenować
Quiditcha. Bywały momenty, że nie mógł usiedzieć w miejscu, wiedząc, że jego
koledzy z drużyny latają po boisku ćwicząc jego nową taktykę. Krążył wtedy po
pokoju, udając jedynie, że słucha tego co mówią do niego przyjaciele.
Halloween w Hogwarcie było obchodzone
szczególnie, może nie tak jak Boże Narodzenie, ale uczniowie również zasiadali do uroczystej
kolacji, a w zamku roiło się od różnych rozmiarów dyń, lewitujących świec,
korytarze obwieszone były girlandami pajęczyn, a za każdym zakrętem trzeba było
uważać, aby nie wpaść w jedną z wielu pułapek zostawionych przez Huncwotów.
Irytek również nie próżnował, próbował od uczniów wyłudzić łakocie, a gdy Ci
nie spełniali jego próśb obrzucał ich wiązanką wyzwisk i robił sobie z nich głupie
żarty.
Pewnego popołudnia, gdy Lily i Remus wspólnie
odrabiali zadania na następny dzień w bibliotece, Lupin postanowił poważniej
porozmawiać z Lily.
- Lily?
- Tak? - mruknęła, stawiając
ostatnią kropkę w swoim wypracowaniu na eliksiry. Uśmiechnęła się z dumą sama
do siebie, wkładając zapisany pochyłym pismem pergamin do torby.
-
Czy Ty i Rogacz... To znaczy czy on Ci się podoba? - Evans wlepiła w szatyna
zielone oczy.
- Remus, rozmawialiśmy już o
tym... - zaczęła łagodnie, jednak chłopak jej przerwał.
- Tak, wiem, że rozmawialiśmy,
ale po prostu pytam. To jak? - rudowłosa zastanowiła się dokładnie nim
powiedziała cokolwiek. Doskonale wiedziała, że Lunatykowi może powiedzieć
wszystko, jednak sama nie wiedziała co chce mu powiedzieć.
- No wiesz, jest przystojny i
ma ładne oczy, ale to naprawdę wszystko.
Przecież wiesz, że Tobie bym powiedziała, gdyby coś. - dodała, widząc jego
niepewną minę. Uśmiechnęła się delikatnie, a chłopak odwzajemnił gest.
- Tak wiem. - mruknął, wracając
do pisania swojego wypracowania dla profesor McGonagall.
***
James i Rosie spacerowali korytarzami zamku wśród
wielu uczniów, którzy po czwartkowych lekcjach mieli ochotę na mały spacer.
Pogoda nie sprzyjała do wyjść, a wręcz odrzucała, więc większość osób plątała
się po różnych piętrach zamku. Wiele osób z chęcią nie ruszałoby się z łóżka. Z
braku jakichkolwiek perspektyw na zapełnienie wolnego czasu na wspólną
przechadzkę udali się Rogacz i McRain. Dziewczyna zdecydowanie wolała
towarzystwo Remusa, jednak Potter też był jej bliski.
- Rogacz ona po prostu nie
rozumie, że ma świetnego faceta na wyciągnięcie ręki! - odezwała się
dziewczyna, kiedy Potter smętnie zwiesił głowę.
- Ale czemu ona, do cholery,
nie może zrozumieć, że ja ją kocham?! Może powinienem spróbować w innym języku?
- prychnął. Rosie zachichotała cicho, a że chłopakowi wcale nie było do śmiechu,
więc obrzucił ją morderczym spojrzeniem. Jego brwi powędrowały ku górze i z
wyczekiwaniem patrzył na brunetkę.
- Bo to jest śmieszne, wszyscy
zgodnie uważamy, że pasujecie do siebie jak nikt inny oprócz Lilki. No bo co
jej szkodzi spróbować? - brunet wzruszył ramionami.
- Pokażę Ci coś. - z kieszeni
wyjął małe granatowe pudełeczko pokryte aksamitem. Rosie uniosła wysoko brwi.
- Chcesz się jej oświadczyć? -
parsknęła śmiechem. Ten pomysł był tak irracjonalny, że rozbawiła samą siebie.
- Nie? Jesteś głupia, czy
udajesz? - powiedział z przekąsem, za co otrzymał od Rosie kuksańca w żebra.
Otworzył pudełeczko, a oczom brunetki ukazał się jeden z najpiękniejszych
naszyjników jaki widziała. Na cienkim złotym łańcuszku wisiało serduszko średniej
wielkości, a na nim doczepiony był diamencik w tym samym kształcie. Otoczony był
malutkimi cyrkoniami, które pięknie mieniły się w świetle. Zdecydowanie był to
prezent, o którym marzyła każda dziewczyna.- To dla niej. - dodał, widząc maślany
wzrok dziewczyny.
- Przecież Ruda właśnie o nim
marzyła! - wykrzyknęła brunetka, a kilka głów zwróciło się w ich stronę. - Skąd
Ty...
- Przeznaczenie. - wyszczerzył
swoje białe zęby. - Nie no, jak byliśmy w Hogsmeade to go mierzyła i tak jej się
świeciły oczy i w ogóle była taka szczęśliwa, że go miała na szyi. - uśmiechnął
się na samo wspomnienie wizyty w sklepie jubilerskim. McRain zagwizdała i uśmiechnęła
się promiennie, gdy chłopak chował pudełeczko z powrotem do kieszeni.
- Wiem jak zareaguje Lilka, będzie
się cieszyć, ale nie przyjmie go. Był za drogi, ZDECYDOWANIE za drogi. Nie
jesteście małżeństwem, nie pracujecie, ani nie zarabiacie milionów, więc chyba
nie powinniście obdarowywać się tak drogimi prezentami, zwłaszcza, że są to
podarunki w jedną stronę. - zakończyła swój wywód, a James machnął jedynie
lekceważąco ręką.
- Rose, nawet gdyby mnie nie
było stać, to zrobiłbym wszystko żeby kupić jej ten kawałek metalu. - uśmiechnął
się szeroko, jednak widząc nieprzekonaną minę McRain kontynuował. - Będzie
musiała go przyjąć, bo dam jej go w Boże Narodzenie i jeszcze nie wiem czy się
podpisze, więc nie będzie miała pewności, że to ja. McRain, gdyby była moja już
do końca życia, to mógłbym kupować jej sto takich wisiorków dziennie i za każdym
razem łapać dla niej gwiazdkę z nieba, byleby tylko była szczęśliwa. -
dziewczyna słuchała słów chłopaka z niedowierzaniem. Jeszcze nigdy nie usłyszała
takiego pięknego zdania wypowiedzianego jego ustami. Teraz już była pewna, że
Rogacz kocha rudowłosą. Nie dlatego, że kupił jej chorobliwie drogi prezent, słyszała
to w tonie jego głosu, gdy wymawiał każde kolejne słowo ze stu procentową miłością.
Miłością, która oprócz wzajemności nie chce niczego w zamian. Tak James kochał
Lily i teraz McRain nie miała już co do tego żadnych wątpliwości.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz