Luie, bo pisze najpiękniejsze opowiadanie na świecie.
Ostatnimi czasy z pierwszych stron Proroka Codziennego i
Wieczornego nie znikały informacje o kolejnych tajemniczych zniknięciach. Nie
dało się ukryć, że w świecie czarodziejów działy się straszne rzeczy.
Ministerstwo Magii za wszelką cenę starało się zatuszować każdy napad, jednak
wścibscy dziennikarze gazet świetnie radzili sobie z wyciąganiem odpowiednich
informacji od odpowiednich ludzi.
Rosie, mimo, że mieszkała z Lily w jednym dormitorium, to
zazwyczaj mijały się przelotem na posiłkach w Wielkiej Sali. Rudowłosa, kiedy
nie siedziała w bibliotece razem z Remusem, powtarzając kolejne tematy do
OWuTeMów, to właśnie siedziała z oczyma utkwionymi w książce, mrucząc
niezrozumiałe formułki zaklęć pod nosem. W przeciągu kilku tygodni Ruda
zmieniła się nie do poznania, zawsze uczyła się z nadmiarem, jednak teraz, nie
sposób było ją spotkać bez podręcznika. Jej skóra nieco poszarzała, a oczy
błyszczały ze zmęczenia, jednak na każdej lekcji siedziała wyprostowana jak
struna, dokładnie notując KAŻDE słowo nauczycieli. Ostatnio zdarzyło jej się
nawet z rozpędu wypisać wszystkie wyzwiska, które profesor McGonagall rzuciła w
stronę Jamesa i Syriusza, za to, że, z powodzeniem, starali się jej
przeszkodzić w prowadzeniu zajęć. Nawet z tych dwóch uleciało nieco życia. Profesorowie
zadawali tak dużo prac domowych, że nie sposób było nadążyć ze wszystkim, a
byli nieubłagani, gdy ktoś w terminie nie oddał wypracowania. Lily, która
miała najwięcej przedmiotów, odczuła to najbardziej i często zarywała nocki.
Drużyna Gryffindoru szykowała się do pierwszego meczu, który miał odbyć się
przed świętami, więc liczba treningów z dużej przerodziła się w przerażająco
dużą. Chłopcy wychodzili zaraz po lekcjach i wracali późnym wieczorem, wtedy
dopiero zasiadali do nauki i odrabiali prace domowe, zazwyczaj razem z Lily, do
późnej nocy.
Rosie wyrwała się z głębokich przemyśleń, dopiero wtedy, gdy
profesor McGonagall z impetem cisnęła ciężką księgą o jej stolik. Dziewczyna
podskoczyła na swoim krześle i nieprzytomnie rozglądnęła się wokoło. No tak,
lekcja transmutacji to nie jest najlepszy moment na rozmyślania o życiu.
Zignorowała Syriusza, który parsknął śmiechem, widząc zdezorientowany wzrok
McRain. Inni 1:0 Rosie. Ten dzień musi się skończyć. To najgorszy
dzień w moim życiu!
- Panno McRain,
proszę wrócić na ziemię i z łaski swojej zająć się TRANSMUTACJĄ. OWuTeMy za
pasem! Jak masz zamiar je zdać, zachowując się tak karygodnie? – warknęła
groźnie profesor. Rosaline nawet nie zaszczyciła jej spojrzeniem,
przekartkowała książkę i wbiła wzrok w pierwsze zdanie ósmego rozdziału. Przy transmutacji zwierząt należy zachować
szczególną ostrożność, ze względu na naturalne zachowania żywych istot.
Zaraz, zaraz … co? McRain przeczytała zdanie po raz drugi i trzeci, jednak za
nic nie mogła zrozumieć sensu tego wyrażenia, więc dała sobie spokój. Na
plecach poczuła czyjś świdrujący wzrok, co wcale nie pomogło jej się skupić na
czytanym tekście. Oderwała się na chwilę i odwróciła do tyłu. Jej spojrzenie
napotkało granatowe oczy Syriusza, kąciki jego ust lekko drgnęły, nie spuścił
wzroku. Wciąż wpatrywał się w jej twarz. Rosie zarumieniła się lekko i spuściła
wzrok, ponowie starając się skupić na tekście. Gdy zadzwonił dzwonek szybko
opuściła klasę, nie czekając na Lily. Krok zwolniła dopiero, gdy wyszła na
korytarz, prawie pewna, że Black już jej nie dogoni.
- McRain! –
dogonił. Zacisnęła powieki, w nadziei, że Łapa zrezygnuje. Chłopak złapał ją za
rękę i jednym ruchem odwrócił ją twarzą do siebie. – To co z moją propozycją? –
cała jego twarz uśmiechała się. W oczach zabłysły wesołe ogniki, a usta
wykrzywiły się w szerokim uśmiechu. Nogi ugięły się pod Rosie, w jednej chwili
podjęła decyzję i mimo, że chciała udawać obojętność, to była prawie pewna, że
Black usłyszał jej szybsze bicie serca.
- No skoro tak
Ci zależy, to mogę z Tobą iść. – uśmiechnęła się promiennie do niego. O ile to
możliwe, Syriusz uśmiechnął się jeszcze szerzej i objął dziewczynę silnymi
ramionami. Rosaline przez chwilę zastanawiała się czy zemdleć już czy za
chwilę, jednak ostatkami sił utrzymała się na nogach. Z jej ust wymsknęło się
ciche westchnięcie. Nie mogła poruszyć żadną kończyną, czuła się jakby ktoś
rzucił na nią zaklęcie Całkowitego Porażenia Ciała. Łapa z ociąganiem wypuścił
ją ze swojego żelaznego uścisku. – To za piętnaście ósma w Pokoju Wspólnym? –
zapytał, a z jego twarzy wciąż nie schodził promienny uśmiech. Brunetka kiwnęła
lekko głową, dalej będąc w szoku. – Albo wiesz co? Jeszcze się umówimy. – Łapa
nie przestawał mówić, złożył na policzku brunetki delikatny pocałunek, po czym
szybko odszedł w głąb korytarza. Rosie uśmiechnęła się szeroko i złapała za
głowę. Pozwoliła nawet by z jej ust wydobył się cichy śmiech. Inni 1:384763456 Rosie. To najlepszy dzień w moim życiu!
W podskokach zbliżyła się do Evans, która właśnie weszła na korytarz w towarzystwie Remusa.
W podskokach zbliżyła się do Evans, która właśnie weszła na korytarz w towarzystwie Remusa.
-
Zgadnijcie kto idzie na bal z Syriuszem Blackiem! – zaśmiała się. Wypowiedziała
to zdanie znacznie głośniej niż planowała. Niektóre dziewczyny zaczęły mruczeć
między sobą, jedne szczerze zazdrościły McRain, a inne poirytowane, że to znowu
nie one będą bawić się na balu w towarzystwie najprzystojniejszego amanta w
Hogwarcie.
-
Zaprosiłaś go? – zaczął z ekscytacją Lupin, jednak Rosie pokręciła przecząco
głową. Na co Lunatyk zaczął histerycznie chichotać. – On Cię zaprosił?! –
wykrzyknął z niedowierzaniem. A McRain tylko kiwnęła głową.
- A wy?
- Remus, a
może poszedłbyś ze mną? – Tak! To
genialny pomysł! Lily jesteś geniuszem!. Przemknęło przez myśl rudowłosej.
Jednak jej zapał osłabł tak szybko jak się pojawił.
- Nie,
zaprosiła mnie dzisiaj Peregrine Palin. – Remus dumnie wypiął pierś, a Evans
spochmurniała.
- No
pięknie, czyli tylko ja nie mam partnera? Nie mogę iść sama! – naburmuszyła się
zielonooka. Skrzyżowała ręce na piersi i zmarszczyła czoło.
- Nie tylko
Ty… - zaczęła Rosie.
- …jeszcze
James nie ma partnerki… - dodał Remus.
- …ale
musisz się pospieszyć…
- …zanim
Piękna Ally…
-
…sprzątnie Ci go sprzed nosa. – zakończyła McRain śmiejąc się głośno i
wskazując głową na Jamesa, który, trochę zakłopotany, stał w towarzystwie
wysokiej blondynki. Dobrze wiedziała, że ten sposób rozmowy irytował jej
przyjaciółkę.
- Nie chcę
iść z Potterem. Niech Allyson z nim idzie, proszę bardzo! Nie mam nic
przeciwko! Wręcz przeciwnie! Będę się bardzo cieszyć! – Evans wywróciła oczami.
Po chwili dogonił ich James. Chłopak spojrzał wymownie na Rosie i Remusa. Każde
z nich mruknęło coś pod nosem, po czym skręcili w najbliższy korytarz,
zostawiając Lily sam na sam z Rogaczem.
- Lily…
- Nie pójdę
z Tobą. Idź z Ally. Ona najwyraźniej jest bardziej chętna ode mnie. – warknęła,
nie dając dojść chłopakowi do słowa. Na jego twarz wpłynął zadziorny uśmiech.
Mimo tego, że Lily nie zaszczyciła chłopaka nawet spojrzeniem, to doskonale
wiedziała, że Potter zmierzwił swoje włosy, po czym teatralnie wywrócił oczami.
James 0 : 1 Lily.
- Uczepiła
się mnie jak rzep ogona Łapy… - mruknął z niezadowoleniem. Skrzywił się,
przypominając sobie ostatnie kilka dni, podczas których Allyson nie odstępowała
go prawie na krok. Mimo, że nie chciała, to kąciki ust rudowłosej powędrowały
ku górze.
James 1 : 1 Lily.
- Cóż za
zbieg okoliczności! Ależ ona jest denerwująca prawda? – zapytała Lily
przesłodzonym tonem. Pierwszy raz spojrzała na Jamesa. Był wyższy od niej
prawie o głowę, kruczoczarne włosy sterczały mu na czubku głowy, a z oczu, w
kolorze mlecznej czekolady, które podkreślone były ciemną opalenizną chłopaka,
jeszcze z wakacji, biło niesamowite ciepło i jakieś zupełnie nieznane Evans
uczucia. Był znacznie bardziej umięśniony niż większość chłopców w Hogwarcie i
ubierał się o wiele lepiej. Mimo, że miał na sobie mundurek szkolny, to
nonszalancko poluźniony krawat i rozpięty sweter dodawały mu uroku.
- Tak
strasznie mnie wkurz…EJ! – dopiero po chwili zrozumiał aluzję rudowłosej. James 1 : 2 Lily. Lily zachichotała
widząc zdezorientowaną minę Rogacza. To było dziwne uczucie, jeszcze przed
chwilą, była wściekła na tego rozczochrańca, jednak, gdy pojawiał się w
pobliżu, jej złość jakby przygasała. Gdy mówił to swoje beznadziejne Evans, umówisz się ze mną? To w
pierwszej chwili Lily miała ochotę trzasnąć go jakąś potężną klątwą, jednak
wystarczyło przelotne spojrzenie na jego promienną twarz, oczy, w których
wesoło tańczyły iskierki szczęścia, idealny uśmiech, poczochrane włosy i złość
jakby tłumiona była przez jakieś nieznane, do tej pory, rudowłosej uczucie. –
To jak, poszłabyś ze mną na bal? Przecież nie musimy spędzić ze sobą całego
wieczoru, aczkolwiek uważam, że to nie jest wcale zły pomysł i Ty też zmienisz
zdanie, gdy zgodzisz się pójść ze mną. – uśmiechnął się zadziornie, a jego oczy
zabłyszczały groźnie. – No zgódź się, proszę, proszę, proszę…
- Oh, no
dobrze! Pójdę z Tobą, ale już przestań! – prawie wykrzyknęła, a jej głos
poniósł się echem po pustym korytarzu. James 2 : 2 Lily. On pójdzie z nią, a ona będzie miała partnera. Nie pójdzie
sama.
- Tak? –
zapytał zdezorientowany Rogacz.
- Tak. –
odpowiedziała, nie do końca przekonana Lily. Sama nie potrafiła uświadomić
sobie dlaczego tak postanowiła. Przecież ten rozczochraniec denerwował ją jak
nikt inny. Ale z drugiej strony miał rację, nie muszą spędzić w swoim
towarzystwie całej nocy. Koniecznie musi ograniczyć kontakty z Jamesem
Potterem. Ten chłopak dziwnie na nią działa. Przy nim robi wszystko na opak!
Nie chce iść z nim, więc idzie. Nie chce z nim rozmawiać, więc rozmawia. Gdzie
tu logika?! James 3 : 2 Lily.
W jednym momencie Potter porwał ją w ramiona i okręcił wokół
własnej osi, śmiejąc się głośno. Nawet Evans zachichotała cicho. Jednak po
chwili opamiętała się i klepnęła chłopaka delikatnie w plecy.
- Puść mnie
kretynie! – zaśmiała się. Potter opuścił rudowłosą na ziemię, po czym niemalże
biegiem ruszył przez pusty korytarz, wykrzykując jakieś bliżej nieokreślone
sentencje. Lily wywróciła oczami, chichotając cicho. Powlokła się schodami w
dół, kierując się na eliksiry, które mieli wyjątkowo z Puchonami.
***
- Panno
Evans, Panie Black, proszę do mnie! – krzyczał Horacy Slughorn, nauczyciel
eliksirów. Syriusz wywrócił oczami a Lily prychnęła cicho. Lubiła eliksiry, ale
jakoś nie przepadała za tym profesorem, może dlatego, że otaczał się on
uczniami ze znanych rodzin i rodów, wyjątkowo uzdolnionymi lub sławnymi. Co
innego Slughorn – Evans była jego ulubienicą, podobnie jak Severus Snape.
Syriusz już wtedy wiedział co się szykuje, spojrzał wystraszonym wzrokiem na
Lily, która kiwnęła lekko gwą – SPOTKANIE KLUBU ŚLIMAKA. Przełknęli głośno
ślinę, gdy nauczyciel wręczył im małe, zwinięte w ruloniki, pergaminy. – Mam
wielką nadzieję, że pojawicie się na moim świątecznym spotkanku! – rzekł z
entuzjazmem profesor, gładząc się po wielkim brzuchu, który opinała żółta
kamizelka. Guzik niebezpiecznie się naciągnął i z każdym słowem mężczyzny jakby
drżał, gotowy by urwać się i wystrzelić w przestrzeń. – Wszyscy proszeni są o przybycie
z osobą towarzyszącą… - mruknął na odchodnym profesor, z wymownym wyrazem
twarzy. Odszedł do swojego gabinetu, nucąc pod nosem melodię znanej kolędy.
- Panno
Evans, czy zgodziłaby się pani pójść ze mną, na arcyważne spotkanie Klubu
Ślimaka, gdzie wszyscy będą podlizywać się do naszego szanownego Pana
Profesora? – rzekł aktorsko Black, całując Lily delikatnie w dłoń. Dziewczyna
zachichotała i dygnęła lekko, łapiąc w dłonie niewidzialną sukienkę.
-
Oczywiście Panie Black, z chęcią pójdę z Panem na to spotkanie. – obydwoje
zaśmiali się głośno, opuszczając zaduszoną klasę, w której wciąż czuć było
mieszaninę eliksirów, które przed chwilą starali się uważyć. W świetnych
humorach pomaszerowali na obiad.
Świetny rozdział, jak wszystkie :> Pisz szybko następny <3
OdpowiedzUsuń______
Zostałaś nominowana do Liebster Award! Gratulacje :) Więcej tutaj : http://hptajemnicarodzinypotterow.blogspot.com/2013/08/liebster-award.html