Mojej prywatnej autokorekcie - Karolinie.
I Kasi, bo bywa zazdrosna... <3
Syriusz, razem ze swoimi przyjaciółmi, przekroczył próg
klasy obrony przed czarną magią. W sali poustawianych było przynajmniej ze
dwadzieścia podestów, na których zwykle ćwiczą pojedynki. Oprócz Gryfonów w
klasie znajdowała się też spora grupa Krukonów i Puchonów. Wychowanków domu
węża można by policzyć na palcach jednej ręki.
- Bardzo
proszę dobrać się w pary, a jeżeli nie to ja to zrobię! – zza bocznych drzwi
wyłonił się nauczyciel obrony przed czarną magią – Barnau Doodle. Był to wysoki,
dobrze zbudowany mężczyzna. Jego brązowe włosy, mocno przyprószone siwizną,
zaczesane były gładko na prawą stronę, a zielone oczy błyszczały w świetle
lewitujących świeczek. Nie miał więcej niż pięćdziesiąt lat, jednak wiele blizn
szpecących jego przystojną twarz, które były pamiątkami po pracy jako auror,
dodawały mu przynajmniej dekadę życia. Nie spoufalał się ze swoimi uczniami,
jednak zawsze służył pomocą.
Black szybko porwał w swoją dłoń rękę Evans, która nie
zdążyła nawet zaprotestować. Remus stanął w parze z Rosaline, a Peter, któremu
najmniej to odpowiadało, walczył z Potterem. Już na wstępie wiedział, że nie ma
szans z Jamesem, który był o wiele wiele lepszy w pojedynkach od niego. Każda
para zajęła swoje stanowiska.
- Dzisiaj będziecie ćwiczyć zaklęcia niewerbalne. – przez
salę przeszedł pomruk niezadowolenia. – Bez gadania! Na wszelki wypadek
przypominam zasady: używamy bezpiecznych zaklęć, staramy się nie poturbować
zbytnio swojego przeciwnika. Na wstępie otrzymujecie dwadzieścia pięć punktów,
każde obrażenie to minus pięć punktów, a każdy STOP to minus dziesięć. Na końcu
sumujemy punkty i przyznaję je dla domu. Zaczynamy na dźwięk dzwonka. Aha!
Jeszcze jedno, dzisiaj walczycie na ocenę! Powodzenia! – wszyscy przyjęli
pozycje bojowe z różdżkami wyciągniętymi przed siebie. Po chwili zabrzmiał mały
dzwoneczek i w klasie pojaśniało od kolorowych snopów światła. Sala wypełniła
się dźwiękami rzucanych i odbijanych zaklęć, a także rozmowami i śmiechami.
- Dawaj
Ruda! – zaśmiał się Syriusz, po raz kolejny odbijając urok rzucony przez Lily.
– Wiem, że stać cię na więcej! – Black machnął różdżką jakby od niechcenia, a
żółty snop światła mignął Evans tuż koło prawego ucha.
- Black,
nie prowokuj mnie, nie chcę Cię zbytnio pokiereszować! – ironia w jej głosie
była aż nadto wyczuwalna. Black spojrzał na Rosie, która bez problemu radziła
sobie nawet z tak świetnym czarodziejem jakim był Remus. Inna sprawa, że Lupin
z grzeczności, dawał brunetce nieco ‘fory’. Uśmiechnął się pod nosem, widząc
zaciętą minę dziewczyny, gdy jej niewidzialna tarcza odbiła czerwony promień
mknący ku niej.
Evans wykorzystała tę chwilę nieuwagi swojego przyjaciela
posyłając ku niemu zaklęcie oszałamiające. Syriusz odleciał kilka metrów do
tyłu, po czym z głuchym łoskotem opadł na podest. Chwilę nie ruszał się, przez
co Lily zaczęła podejrzewać, że go zabiła, a przynajmniej mocno pogruchotała mu
kości. Podeszła bliżej i widząc rozbawioną twarz Blacka dźgnęła go czubkiem
buta w żebra. Chłopak zwinął się w kłębek i zaczął dziko śmiać.
- Przestań
Lilka, mam łaskotki! – kilka osób, zaciekawiło się co dzieje się na pierwszym
stanowisku. Evans wywróciła oczami po czym wyciągnęła rękę, żeby pomóc wstać
Łapie. Black z chęcią przystał na tę propozycję, jednak w planach miał coś
innego. Złapał drobną dłoń rudowłosej, po czym z impetem pociągnął ją w dół,
tak, że wyłożyła się jak długa, tuż obok niego.
- Black, Ty
idio… - nie dokończyła, bo tuż nad ich głowami zawisł Mark Fairth, krzycząc
niemiłosiernie, jakby rozdzierali go na strzępy. Jego ciałem kierowała jego
przeciwniczka z tego samego domu – Allyson Schaninngan. Dziewczyna z impetem
spuściła go na leżącą parę, a brunet wierzgając nogami i rękami, uderzył Evans
łokciem w twarz, a Syriuszowi niemal złamał nos swoim twardym jak skała
kolanem. Do ich podestu szybko podbiegł nauczyciel, a Mark szybko zerwał się na
równe nogi. Wygładził szatę i bez słowa przeprosin odmaszerował z powrotem
zmierzyć się z Ally. Lily warknęła, groźnie łypiąc na blondynkę spode łba.
Nawet, gdy Syriusz, śmiejąc się, podał jej dłoń, żeby pomóc jej wstać, ta
odtrąciła jego dłoń, sama zrywając się na równe nogi. Skroń, w którą uderzył ją
rosły Krukon, bolała ją niemiłosiernie. Niewyraźnie mamrocząc pod nosem
przekleństwa kierowane w stronę Allyson, roztarła sobie bolące miejsce.
Zadzwonił dzwonek oznajmiający koniec lekcji. Nauczyciel zapisał sobie wyniki,
a uczniowie wylali się na zatłoczony już korytarz.
- Evans! –
piskliwy głos Krukonki, odezwał się tuż za jej plecami.
- Czego? –
odparła tak sucho i chamsko jak tylko potrafiła.
- Idziesz z
MOIM Jamesem na bal! – warknęła, mierząc ją groźnym spojrzeniem.
- I co z
tego? – rudowłosa mimo uszu puściła informację, że James jest jej, chociaż jej
wnętrzności wywróciły się do góry nogami.
- To z
tego, że JA miałam iść z NIM! – wykrzyknęła, wyrzucając ręce w powietrze. Z
racji tego, że cała rozmowa miała miejsce na zatłoczonym korytarzu, nie
brakowało gapiów, wśród których znaleźli się też przyjaciele rudowłosej. Evans
wywróciła teatralnie oczami i skrzyżowała ręce na piersi. Odwróciła się z
zamiarem odejścia, gdy tuż nad jej głową śmignęło niebieskie zaklęcie, które
strąciło z głowy przechodzącej profesor McGonagall jej czarną tiarę. Usta
nauczycielki zacisnęły się z całej siły tworząc cienką linię, a twarz przybrała
koloru wiśni.
- Panno
Schanningan?! Co Ty wyrabiasz z tą różdżką?! A wy?! Rozejść się!– wykrzyknęła
kobieta, rozganiając tłum gapiów. – Minus dwadzieścia punktów dla Ravenclaw za
używanie zaklęć między zajęciami! Proszę za mną! Natychmiast! – Allyson
powlekła się za nauczycielką rzucając Evans groźne spojrzenie. Rosie podeszła
do Lily, kładąc jej rękę na ramieniu.
- Co ona
chciała od Ciebie? – zapytał łagodnie Syriusz.
- Ehhh, że
idę z Rogaczem na bal. – skrzywiła się nieznacznie, jednak widząc
rozpromienioną twarz Pottera, jej wyraz twarzy złagodniał. – W ogóle ubzdurała
sobie, że ja i James mamy coś do siebie… - ponownie wywróciła oczami. Ostatnio zdarza mi się to zbyt często… Przebiegło
przez jej myśl.
- No ja do
Ciebie mam wiele, Ty pewnie też, tylko dobrze to ukrywasz… - powiedział Potter
z wielkim uśmiechem na twarzy, a przyjaciele zachichotali, widząc tę scenę.
– Ja to bym
coś zjadła… - mruknęła Lily i ciągnąc za sobą Rosie, skierowała się do Wielkiej
Sali na obiad, a za nimi powlekli się Huncwoci.
***
Najpiękniejsza!
Gdybym powiedział kim jestem, natychmiast zerwałabyś ze mną wszelkie
kontakty, a tak to przynajmniej, mam namiastkę szczęścia!
Chciałem zaprosić Cię na bal, ale już wiem, że masz partnera. Może
innym razem…
Muszę pocieszyć się jedynie codziennym wpatrywaniem się w Twoją piękną
twarz. Wystarczać mi musi wodzenie za Tobą wzrokiem. Mam nadzieję, że kiedyś
odważę się ujawnić, a Ty zapałasz do mnie uczuciem tak wielkim, jakim ja Cię
darzę.
Tajemniczy Wielbiciel
PS. Masz najpiękniejsze oczy na świecie. Uwielbiam kiedy się
uśmiechasz, wtedy Twoje oczy tak pięknie błyszczą. Czy mogłabyś robić to
częściej?
Rosaline westchnęła głęboko. Spojrzała na siedzącą
naprzeciwko Lily, która nie wyglądała na aż tak zachwyconą jak jej
przyjaciółka. Pisała właśnie wyjątkowo długie wypracowanie na zielarstwo, gdy w
okno biblioteki zapukała sowa, niosąc ze sobą list od Tajemniczego Wielbiciela
Lily. McRain od razu rzuciła się na ptaka, niemalże wyszarpując mu zawiniątko.
- Ruda, nie
wiem czemu jesteś taka sceptyczna… - mruknęła brunetka, gdy Lily zmierzyła ją
znudzonym spojrzeniem.
- Nie
jestem sceptyczna, po prostu uważam, że to są jakieś głupie żarty, a ja nie
chcę być pośmiewiskiem całej szkoły! – zielonooka wykrzywiła się na samą myśl o
tym.
- Ale ty
jesteś głupia! – powiedziała trochę głośniej niż chciała, przez co pani Peeks
chrząknęła znacząco, jednak Rosaline zignorowała jej karcące spojrzenie.
- Nie
głupia, tylko myślę racjonalnie! Takie rzeczy nie dzieją się w normalnym świecie, jedynie w tych
wszystkich romansidłach co się tak zaczytujesz w nie… - odparowała Lily z
przekąsem. McRain wywróciła oczami.
- Nie
żyjemy w NORMALNYM świecie! – brunetka pomachała jej różdżką przed oczyma. –
Pamiętasz? – dźgnęła nią w sam środek bladego policzka rudowłosej. Evans westchnęła
ciężko, powracając do swojej pracy domowej. Tutaj musiała się zgodzić ze swoją
przyjaciółką. Może rzeczywiście zaufać niepoprawnej romantyczce drzemiącej w McRain?
***
- Pettigrew,
podobno masz dla Czarnego Pana jakieś istotne informacje na temat Pottera… -
warknął Avery, jednak na jego twarz wpełzł ironiczny uśmiech.
- M-mam. –
zająknął się. Nie był pewny czy to była ważna informacja, ale z pewnością
przydatna.
- No to
słuchamy… - mruknął Carrow spoglądając na niego z ukosa.
-
Najważniejsza dla Jamesa jest Lily Evans. Zrobi dla niej wszystko.
- Ta ruda
szlama? No i co z tego? – warknął Avery, mierząc go groźnym spojrzeniem.
- Nie
rozumiecie? – serce Petera zaczęło bić znacznie szybciej. Nagle uświadomił
sobie, że ten plan jest tak świetny, że Czarny Pan na pewno odpowiednio go za
to wynagrodzi. Uśmiechnął się sam do siebie. – Gdyby Czarny Pan zdołał porwać Evans,
Potter bez namysłu wstąpił w Jego szeregi byle by tylko ocalić Lilkę! – prawie wykrzyknął.
Oczy Ślizgonów niebezpiecznie zapłonęły. Jedynie Severus wstrzymał oddech. A jeżeli
się nie uda? Potter to dupek, na pewno nie będzie ryzykował dla Lily! A wtedy
Czarny Pan nie zawaha się jej zabić, przecież pochodzi z rodziny mugoli!
- A jeżeli
to nie wypali? – Avery uniósł wysoko brwi, słysząc cichy głos Snapea.
-
Żartujesz? To świetny plan!
- Potter nie
będzie miał na tyle odwagi by poświęcić się dla Li…znaczy dla Evans.
- No i co z
tego! Czarny Pan będzie wiedział co z nią zrobić. Jedną szlamę mniej… - warknął
z obrzydzeniem Carrow. Usta wygiął w podkówkę, robiąc minę jakby coś bardzo
śmierdziało mu pod nosem.
- I przy
okazji nas! – Severus prawie krzyknął, wyrzucając ręce ku górze. Peter nieco
zdziwił się jego zachowaniem jednak postanowił wtrącić się do rozmowy, widząc,
że pozostali niechętnie chcą przyznać mu rację.
- N-nie, a
pewno nie. James od razu rzuci się Lily na pomoc, pamiętacie jak kiedyś ratował
Syriusza i Remusa? To samo zrobi teraz! A Jamesowi na pomoc rzucą się jego rodzice... – powiedział cichym głosem, jakby bojąc
się, że ktoś poza trójką Ślizgonów mógłby ich usłyszeć.
- ... i mamy całą sielankę Potterów w komplecie. - dokończył za niego Avery z ironicznym uśmiechem na twarzy. - W
porządku… - mruknął po dłuższej ciszy. – Zrobimy tak jak mówi on.
-
Postradałeś zmysły Avery! – odparł Snape patrząc na niego spode łba. Musiał
bardzo uważać żeby nie powiedzieć nic niewłaściwego. Nikt nie może dowiedzieć się,
że usiłuje obronić mugolaka. Z drugiej jednak strony musi zrobić wszystko, żeby
Czarny Pan nie stracił Lily. Serce zabiło mu mocniej, gdy wyobraził sobie
zielony promień pędzący w stronę tej delikatnej rudowłosej osóbki. Musi wmówić Voldemortowi, że Lily jest
czystej krwi. Musi kłamać. Musi ją uratować.
Z góry przepraszam za SPAM ale nie zauważyłam odpowiedniej zakładki więc jestem zmuszona skomentować tutaj.
OdpowiedzUsuńProsiłaś mnie o poinformowanie na GG albo tutaj kiedy pojawi się nowy rozdział.
Więc zapraszam serdecznie na :
rocznik-lily-evans.blogspot.com
PS Funkcja Obserwuj polega na tym, że klikasz w nią i stajesz się obserwatorem danego bloga, tzn. że kiedy pojawia się tam nowa notka to widzisz to na swojej tablicy w bloggerze. Zapraszam do skorzystania z niej :)
Pozdrawiam
Vanill
super blog :) postarałaś się w tym poście.
OdpowiedzUsuńzapraszam na mój gdzie jest nowy rozdział :)
http://evanslily.blogspot.com/2013/08/rozdzia-1.html
Fajnie ci wyszedł ten rozdział :)
OdpowiedzUsuńNowy rozdział u mnie :d
http://lily-i-rogacz.blogspot.com/
XOXOXOXOXO
Avie
http://lilyirogacz.mylog.pl/
OdpowiedzUsuńJeśli jeszcze masz ochotę, zajrzyj :)