.

środa, 16 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ XIV

Przepraszam za moją nieobecność, w nowej szkole straciłam czas, chęć, pamięć i jakiekolwiek resztki talentu do pisania. Obiecuję poprawę :)

 Każdemu kto jeszcze chociażby tu zaglądnie.


Po obiedzie Huncwoci rozsiedli się w Pokoju Wspólnym Gryfonów wokół stolika przed kominkiem. Syriusz ziewną przeciągle, przerzucając nogi przez oparcie fotela. Lupin rozłożył się na kanapie na brzuchu, zagłębiając się w lekturze podręcznika do transmutacji.

            - Łapciu – zagadnął wesoło James. – Już dawno nie dokuczaliśmy Ślizgonom. – w jego głosie dało się wyczuć nutę ekscytacji, połączonej z zawodem.

            - Właściwie… to jeżeli nie wiemy kto Cię zaatakował, to możemy odpłacić się za to wszystkim Ślizgonom. – Syriusz puścił do Pottera oczko, po czym obaj spojrzeli wymownie na Remusa. Gdy ten dostrzegł ich wymowny wzrok od razu pokręcił głową.

            - Na pewno nie będę wymyślał sposobów na dręczenie niewinnych ucznió…

            - Luniu, nikt Cię o to nie prosi. Chcemy tylko, żebyś podpowiedział nam jakieś przydatne zaklęcia. – Lunatykowi przerwał Black, na którego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. – W końcu z naszej czwórki to Ty jesteś najlepszym czarodziejem. - Lupin zmierzył przyjaciela uważnym wzrokiem, mruknął coś niezrozumiale pod nosem, po czym powrócił do wcześniej przerwanej czynności.

***

Pogoda zdecydowanie nie zachęcała do wyjścia. Na zewnątrz panował siarczysty mróz i lekko prószył śnieg. Jednak Rosie nie narzekała na aurę. Lubiła zimę. Uśmiechnęła się pod nosem, widząc grymas na twarzy rudowłosej. Brunetka pchnęła drzwi wejściowe. W momencie ich ciała ogarnął nieprzyjemny chłód. Wyszły na zaśnieżone błonia. Szły chwilę w milczeniu, do ich uszu dobiegał jedynie odgłos szumu wiatru i skrzypiącego pod ich nogami śniegu.

            - Zastanawiałaś się kiedyś co będzie po Hogwarcie? – zapytała cichutko Lily, jakby w obawie przed naruszeniem idealnej ciszy, która wokół nich panowała. Rosie spojrzała na jej zmarzniętą twarz, która wykrzywiła się w bladym uśmiechu. Szalik w barwach Gryffindoru nachodził jej na brodę, a kasztanowe włosy wyraźnie odznaczały się na tle białego śniegu.

            - Często o tym myślę, nie chcę się rozstawać z tym miejscem, z ludźmi… - odpowiedziała ponuro, grzebiąc stopą w śniegu.

            - No właśnie Rose, co będzie z nami, z Huncwotami, z Hagridem? – Evans przystanęła na chwilę, a w jej oczach zaszkliły się łzy. – Proszę Rosie, obiecaj, że zawsze będziemy się przyjaźnić. – rudowłosa mocno uścisnęła przyjaciółkę.

            - Obiecuję. – wyszeptała McRain, czując, że zaraz rozpłacze się jak dziecko. Tak bardzo nie chciała opuszczać tego miejsca. W głębi duszy czuła, że ich przyjaźń po skończeniu szkoły nie przetrwa, przynajmniej nie w takim stopniu jak teraz, jednak wmawiała sobie, że to bzdura i skoro teraz są nierozłączni to w ciągu kilku miesięcy nie może się zmienić aż tak wiele. Przez pół roku może wydarzyć się bardzo wiele, ale jednocześnie przez pół roku może nie wydarzyć się nic. W tym momencie obie pragnęły, aby następne miesiące przyniosły jak najmniej zmian na gorsze.

***

Święta zbliżały się wielkimi krokami. W całym zamku porozwieszane były świąteczne ozdoby, a z zaczarowanych głośników korytarzami niosły się melodie znanych kolęd. Niektóre zbroje, za sprawą Huncwotów, zostały zamienione w setki podobizn Świętego Mikołaja. Postacie z obrazów tłoczyły się na płótnach o bożonarodzeniowej tematyce i owijały łańcuchami choinkowymi. W Pokoju Wspólnym Gryfonów stanęła wielka choinka przyozdobiona w złoto czerwone bańki. Na krańcach ciemnych gałązek poustawiane były magiczne świeczki, a wokół nich jak wąż wił się złoty łańcuch.
Hogwart był najlepszym miejscem na spędzenie Bożego Narodzenia. Nawet cały Londyn czy Nowy Jork w tym okresie nie stawał się bardziej bajkowy niż ten zamek.
Lily uśmiechnęła się szeroko, gdy Irytek przeleciał tuż nad jej głową, obrzucając wszystkich, którzy znaleźli się w zasięgu jego wzroku, wielkimi kulkami śnieżnymi. Pod nosem przyśpiewywał sobie kolędy ze zmienionym tekstem. Nikt nie mógł zmienić humoru Evans, ani Poltergeist, ani nawet Huncwoci, którzy co rusz wdrażali w życie swoje nowe żarty. Zamek aż huczał od ich dowcipów, to podpalili wszystkie choinki w Sali Wejściowej, a to zaczarowali je tak, żeby ganiały Ślizgonów po całym zamku, innego dnia z kolei Wielką Salę zamienili tak, że wyglądała jak fabryka zabawek Świętego Mikołaja. Profesor McGonagall widząc to na początku wpadła w furię, jednak, gdy jej oczom ukazał się pan Filtch w przyciasnym stroju elfa, od razu złagodniała. Syriusz i James przez ten czas nie zarobili ani jednego szlabanu, co wskazywałoby na to, że nie tylko uczniom, ale i nauczycielom udzielił się świąteczny nastrój, przez co zadawali trochę mniej prac domowych.
Rudowłosa uważnie rozejrzała się po Sali Wejściowej, wiedząc, że za każdym rogiem może kryć się jakaś niespodzianka przygotowana przez Łapę lub Rogacza. Nic nietypowego nie zwróciło jej uwagi, więc pokonała ostatnie stopnie Wielkich Schodów. Drzwi Wejściowe rozwarły się szeroko, po czym pojawiła się w nich, największa z dotychczasowych, choinka.

            - Hagrid! – zawołała wesoło Evans, podbiegając do gajowego, który właśnie postawił przed sobą potężne drzewo. Jego czubek sięgał niemalże do sufitu, a z ośnieżonych gałązek na suchą podłogę spadał topiący się śnieg. – Już myślałam, że nie będziesz spędzał z nami ostatnich świąt w Hogwarcie! – dodała z wyrzutem.

            - Lily! Jak ja żem się za wami stęsknił! Jak mógłbym nie spędzić z wami świąt?! – załkał mężczyzna, ocierając sobie twarz swoją wielką podziurawioną chusteczką. – A gdzie reszta? – zapytał wchodząc do Wielkiej Sali i ustawiając drzewo pod ścianą. W komnacie stało już kilka choinek podobnej wielkości.

            - Pod salą, zaraz mamy transmutację. Muszę iść na zajęcia, wpadniemy do Ciebie później na herbatkę! – pomachała mu dłonią i biegiem opuściła Wielką Salę. Po drodze wpadła na kilkoro pierwszaków i Pottera. Rogacz uniósł wysoko brwi, gdy Evans wpadła dokładnie w jego ramiona. Jedną dłonią delikatnie ścisnął jej ramię, a drugą położył na łokciu. Serce Lily zabiło mocniej, gdy spojrzała na jego promienną twarz, w jego ciepłe orzechowe oczy, przepełnione uczuciami, których rudowłosa nie umiała odczytać. Potrząsnęła niewidzialnie głową, aby odgonić od siebie te myśli.

            - Ruda! Gdzie tak pędzisz? – zaśmiał się widząc, prawie nieobecny wzrok Lily.
           
            - Na transmutację! Zaraz się spóźnimy! – wysapała po dłuższej chwili. James spojrzał na zegarek zapięty na jego lewym nadgarstku. Trzynasta czterdzieści pięć.

            - Transmutacja jest za piętnaście minut! – popatrzył na nią z politowaniem. Policzki zaróżowione miała od biegu, a włosy sterczały każdy w innym kierunku. Była taka piękna, rozczochrana, bez makijażu, ale wciąż była dla niego najpiękniejszą kobietą świata. Mógł wpatrywać się w nią godzinami. Wzrokiem dokładnie omiótł jej delikatną twarz. Duże, zielone oczy w kształcie migdałków, mały zadarty nosek, pełne, brzoskwiniowe usta, które aż prosiły się, żeby złożyć na nich długi namiętny pocałunek. Odgarnął kosmyk z jej czoła za ucho. Skóra zapiekła ją w miejscu gdzie jego palce zetknęły się z jej policzkiem. Miała wrażenie jakby oblała się szkarłatnym rumieńcem. Dzięki Bogu, nie zauważył, uśmiechnęła się w duchu do siebie.
Rogacz spodziewał się nagłego wybuchu Rudej, za to, że trzymał ją w ramionach, że odgarnął jej włosy, jednak nic takiego się nie stało. Wręcz przeciwnie, oczy Lily wesoło zabłysły. Uwielbiał, gdy była wesoła, gdy jej oczy tak pięknie błyszczały, a na ustach błąkał się uśmiech. Nie mógł znieść, gdy widział jak cierpi, jak jest smutna. Wtedy za cel obierał sobie poprawienie humoru swojej ukochanej.
           
            - Tak? Dobrze, bardzo dobrze. – uśmiechnęła się tak szeroko, jak jeszcze nigdy w obecności Pottera. Wyswobodziła się z jego uścisku i wygładziła dłońmi spódniczkę. – Hagrid wrócił! - powiedziała z entuzjazmem, gdy szli korytarzem w stronę sali transmutacji.

            - Jak to? – była to jedna z niewielu dobrych wiadomości w ostatnich dniach, która naprawdę go ucieszyła. Uwielbiał tego półolbrzyma i mimo, że czasem brakowało mu ogłady, wychowania i obycia, to był mu bardzo bliski i zawsze mógł zwrócić się do niego o pomoc.

            - No tak, później idziemy do niego na herbatę! Musimy się dowiedzieć co on robił tak długo poza terenem zamku! – uśmiechnęła się promiennie i pomachała do Rosie, widząc ją w końcu korytarza, rozmawiającą z Remusem i Peterem.

Gdy zadzwonił dzwonek uczniowie weszli do klasy, w której miała odbyć się ich ostatnia lekcja w tym semestrze. Lily zajęła swoje stałe miejsce pod oknem. Wyjmując podręcznik do transmutacji, z jej torby wyleciał niewielki kawałek pergaminu. Uśmiechnęła się sama do siebie. Tajemniczy Wielbiciel spędzał sen z jej powiek. Dostawała od niego kilkanaście listów dziennie, a wraz z nimi, niewielkiego kwiatka. Z każdą kolejną wiadomością, nieznajomy, intrygował ją coraz bardziej. Coraz bardziej chciała porozmawiać z nim twarzą w twarz. Coraz bardziej chciała się z nim spotkać. Coraz bardziej zatracała się w tej anonimowej znajomości.

Po zajęciach, tak jak obiecała Lily, odwiedzili gajowego w jego domku na skraju Zakazanego Lasu. Opowiedzieli mu o wszystkich przygodach, które mieli w ciągu tych miesięcy, a napadem na Jamesa Hagrid przejął się tak bardzo, że rozpłakał się i załkał głośno, że nie wytrzymałby gdyby Rogaczowi coś się stało, po czym przytulił do siebie Pottera prawie miażdżąc mu żebra. Pod wieczór niechętnie pożegnali się z półolbrzymem i ruszyli przez zaśnieżone błonia. Rosie złapała Evans pod rękę i wyprzedziły chłopców, aby móc wreszcie trochę porozmawiać. Brunetka już miała się odezwać, gdy usłyszała, jak woła ją James.

            - Ej McRain! – odwróciła się i w tym samym momencie wielka kula śnieżna zatrzymała się na jej twarzy. Ruda zaśmiała się dziko, widząc zdezorientowany wzrok Rosie, a Huncwoci zawtórowali jej.

            - O nie! – wrzasnęła brunetka również chichocząc i chcąc oddać Potterowi, trafiła w Lunatyka, rozpętując tym samym dziką wojnę na śnieżki. Do Pokoju Wspólnego wrócili dopiero wieczorem, przemoknięci do suchej nitki.

2 komentarze :

  1. Taaak!
    Wreszcie się doczekałam nowego rozdziału,trochę długo trwało zanim napisałaś ;c
    Rozdział jak zwykle genialny.
    Kurcze,coraz bardziej mnie intryguje fabuła i to..wszystko
    Pisz tak dalej i nie zapomnij o napisaniu kolejnego świetnego rozdziału.
    Zapraszam też na mojego bloga : http://diabel-wiewioreczka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. No dobrze, w końcu nadrobiłam rozdziały. W sumie myślałam, że trochę dłużej mi się zejdzie, a tu proszę - nawet nie zauwazyłam, jak skończyłam czytać rozdział czternasty!
    Boże, nie pamiętam, kiedy ostatnim razem czytałam bloga o Huncwotach, czy w ogóle o Harry'm Potterze, ale miło jest znowu do tego powrócić ^.^. Na początku trochę dziwnie się czułam to czytając, bo jednak Twoi bohaterowie troche różnią się od moich, ale ostatecznie się przyzwyczaiłam. Zwłaszcza Peter jest inny... bardzo, bardzo inny. Żeby też tak zdradzić przyjaciół, wmyślić taki śmiertelny plan dla nich, sugerować wydanie ich Voldemortowi... boże, że też oni ejszcze nie zauważyli jego dziwnego zachowania, tj. Huncwoci.
    Widzę, że Ty jednak postawiłaś na to, żeby jeszcze trochę pomęczyć Lily i Rogasia... No cóż, w sumie to lubię czytać o ich kłótniach, dopóki nie ranią siebie nawzajem, więc proszę, nie skrzywdź ich za mocno... :)
    W ogóle, strasznie podobała mi się ta scena, kiedy Severus użył na Lily tego zaklęcia i potem ona wtuliła się w Pottera <3 Boże, więcej takich scen ja poproszę! I nie mogę się doczekać balu ^^.
    No i, mam nieodparte wrażenie, że to James jest tym Tajemniczym Wielbicielem... ba! ja jestem pewna. Poza tym. jakoś za specjalnie się nie przejął, kiedy dowiedział się, że Lily dostała ten liścik, bo w normalnym przypadku by się wkurzył, wyszedł z PW i zaczął knuć straszliwy plan odnalezienia i poćwiartowania osobnika, który odważył się podrywać JEGO LILY :D
    Ogólnie masz ciekawą koncepcję na tę historię, która wciągnęła mnie już od samego prologu. Nie wiem, u Ciebie jak czytam o Jamesie to w jego gestach, kiedy ejst przy Lily wyczuwam czasem taką uroczą subtelność... kurczę, nie wiem, jak wyjaśnić, ale uwielbiam to :D
    Poza tym, cieszę się, że Lily tutaj nie jest dla niego taka wredna i podła jak to się zdarzało na niektórych bloga... aż czytać ich nie mogłam, jak widziałam jaką z mojej ulubionej bohaterki robią hipokrytkę i zołzę ;\
    A tak w ogóle, to cieszyłabym się gdybyś dodała rozdział piętnasty :D :D :D

    Całuję,
    Luie :)

    OdpowiedzUsuń