Ostatnią część pisałam przy Paradise, przedostatnią przy Christmas Lights, a pierwszą przy jakiejś muzyce klasycznej, włączcie sobie coś miłego, co nastraja was pozytywną energią ;)
Tak poza tym, to Radosnych Świąt, taki mały prezent ode mnie 'na zajączka' ;) Co prawda nie te święta, ale no już oh ;)
Nie uważacie, że jest za mało Rosie, Syriusza, Remusa lub Petera? Czuję jakiś niedosyt od tego opowiadania...
A może ogólnie kogoś Wam tutaj brakuje?
A może ogólnie kogoś Wam tutaj brakuje?
-
Jesteś idiotą Avery, zobaczysz, że nie wyjdzie nam to na dobre... – Severus
mówił podniesionym szeptem, wymachując rękoma ponad głową. Do tej pory spokojny
Ślizgon, wybuchł złością, widząc w co pakuje się jego przyjaciel.
-
Zamknij się Snape, wiem co robię! – warknął Avery, machając ręką w powietrzu
jakby chciał odgonić wyjątkowo natrętną muchę. W drugiej ręce trzymał różdżkę i
oświetlał nią sobie drogę. – Rookwood
stój na czatach, a Ty… - wskazał na Severusa. - …chodź. – Snape wywrócił
oczami, jednak wszedł za brunetem do ciemnego pomieszczenia. W ich nozdrza
uderzył mdły zapach zmieszanych ze sobą oparów różnych eliksirów i substancji. Dokładnie
rozejrzeli się dookoła, sprawdzając czy w pomieszczeniu na pewno nikogo nie ma.
Gdy upewnili się, że są sami w dormitorium profesora Slughorna, ruszyli do
przeszklonej szafki stojącej w przeciwległym rogu pomieszczenia. Szybko
odnaleźli to co chcieli, Severus głęboko do kieszeni schował suszone
ciemierniki czarne, kilka gałązek waleriany, pół akonitu, pełną fiolkę krwi
salamandry i żółci pancernika. Gdy mieli naciskać klamkę usłyszeli głosy
dochodzące zza drzwi.
- Dobry
wieczór Panie Profesorze! – zaczął Rookwood, nienaturalnie głośnym głosem,
mając nadzieję, że jego przyjaciele usłyszą go. Nie czekając na reakcję
zdziwionego profesora kontynuował dalej. – Miałem do Pana kilka pytań odnośnie
dzisiejszej lekcji…
-
Miałeś? – Horacy uniósł wysoko brwi, nie spuszczając wzroku ze Ślizgona.
-
Taaak… Odpowiedziała mi Anna, na pewno musiał się z nią Pan Profesor minąć,
dopiero co zniknęła za zakrętem. – skłamał z taką łatwością, jakby opowiadał
dziecku bajkę. Snape szybko zareagował i rzucił na siebie i Avery’ego zaklęcie
kameleona.
-
Ymmmm… - profesor chwilę zastanowił się nad odpowiedzią, uważnie patrząc na
swojego ucznia. – Tak, tak, dobrze, ale teraz już idź stąd. – zmierzył go
uważnym spojrzeniem, gładząc się po wielkim brzuchu.
-
Dobrze, dobranoc Profesorze. – uśmiechnął się ironicznie, gdy mijał Slughorna.
Profesor otworzył drzwi swojego gabinetu i na chwilę zatrzymał się w progu.
Popatrzył dokładnie w miejsce gdzie stał Snape. Przez jego plecy przeszedł
zimny dreszcz. Jednak po chwili ruszył w stronę biurka, a chłopcy wymknęli się
z jego dormitorium nim zamknęły się drzwi.
***
Lily przeciągnęła się leniwie w łóżku. Spojrzała na zegarek, ósma trzydzieści. Rosie jeszcze smacznie spała, a dwa pozostałe łóżka Gryfonek, które wyjechały na święta do domu były puste. Wzrok rudowłosej padł na stos prezentów leżący w nogach brunetki. Zerwała się natychmiast spoglądając na swoje łóżko. Na kołdrze leżało kilka ładnie zapakowanych paczek.
-
Rosie! Wstawaj! Dzisiaj Boże Narodzenie! – wykrzyknęła podekscytowana Evans. McRain
mruknęła coś niewyraźnie przez sen., a za chwilę rozglądnęła się po dormitorium.
-
Wesołych Świąt Ruda! – mruknęła zaspana Rosaline, siadając na swoim łóżku.
-
Wesołych Świąt! – odparła Evans z szerokim uśmiechem. Do okna zapukała mała
ciemnoszara sówka. Rosie wpuściła ją do pokoju, a ta wylądowała na łóżku Lily. Rudowłosa szybko przeczytała na głos, krótki list. – Witaj Piękna! Mam nadzieję, że mój prezent,
Ci się spodoba. Tajemniczy Wielbiciel. – uśmiechnęła się do McRain, a ta
odwzajemniła gest. Nieznajomy, pisał rzadziej, aczkolwiek, w głowie Lily wciąż
powstawały nowe teorie na jego temat. Bardzo chciała dowiedzieć się kim on
jest, jednak wielbiciel, wciąż nie chciał się ujawnić. Mimo, że nawet nie
wiedziała kto to, to jej serce zaczynało szybciej bić, gdy przychodził kolejny
list. Przyjaciółki spojrzały po sobie.
-
Prezenty! – wykrzyknęły równocześnie, po czym obie ze śmiechem zabrały się za
rozpakowywanie paczek. Lily, podobnie jak Rosie, od Remusa dostała książkę z
opowiadaniami, od Petera mnóstwo słodyczy z Miodowego Królestwa, a od Hagrida
domowo robione ciasteczka. Syriusz podarował jej pięknie pachnące perfumy, a
rodzice kaszmirowy sweterek. Do odpakowania został jej jeszcze jeden prezent. W
jej głowie zapaliła się czerwona lampka, a
prezent od Pottera?, zapytała sama siebie? Ostatni prezent musiał należeć
do Tajemniczego Wielbiciela, więc Rogacz planuje pewnie jakiś pseudoromantyczny
podarunek dla niej. Westchnęła cicho. Dlaczego ten chłopak nie mógł zachowywać
się w jej stosunku normalnie? Może wtedy byłaby bardziej skłonna do nawiązania
z nim jakiegoś bliższego kontaktu, jednak on był zbyt infantylny by to
zrozumieć. Był zbyt pewny siebie i zatracał się w uważaniu siebie za
najwspanialszego na świecie. Rudowłosa wzięła do buzi grylażowego cukierka, po
czym przeniosła swój wzrok na Rosie. Brunetka z niepewną miną, wyjęła z
niebieskiego pudełka czarny, koronkowy biustonosz.
- Od
Syriusza… - wyjaśniła szybko, widząc pytający wzrok Evans. Ruda od razu
buchnęła śmiechem, na co McRain prychnęła jedynie cicho. – A Ty co, nie masz
zamiaru otworzyć ostatniego prezentu od Tajemniczego Wielbiciela? – zapytała z
błyskiem w oku siadając na łóżku rudowłosej.
- Nie
wiem… - zaczęła jednak brunetka jej przerwała.
- A nad
czym się tu zastanawiać, jeżeli nie chcesz to ja to mogę… - wzięła paczuszkę do
ręki i już chciała rozerwać ozdobny papier, gdy Evans wyrwała ją z jej ręki.
- Nie!
Nie. Nie… Ja to zrobię. – delikatnie rozwinęła zawiniątko. Jej oczom ukazało
się niewielkie pudełeczko pokryte granatowym aksamitem. Delikatnie otworzyła
jego górną część i zaniemówiła z wrażenia. Ujęła w dłoń złoto srebrny wisiorek
w kształcie serduszka, dokładnie ten, który przymierzała u jubilera w Hogsmeade
z… - Potter… - zaczęła. – Rogacz jest Tajemniczym Wielbicielem? – przez jej
twarz przemknął cień uśmiechu. Nie wiedząc czemu, nie wściekła się na myśl o
tym, wręcz przeciwnie, w jakiś sposób ucieszyło ją to, że Tajemniczym
Wielbicielem był James. – Wiedziałaś o tym? – rudowłosa dokładnie zmierzyła
przyjaciółkę wzrokiem.
- Co?
Oczywiście, że nie… - zaczęła, jednak pod naporem świdrującego wzroku Lily,
kiwnęła lekko głową. – Ale jedynie o prezencie! Nie miałam pojęcia, że to on
jest Twoim Tajemniczym Wielbicielem. – zachichotała cicho. – Co teraz z tym
zrobisz? – rudowłosa jeszcze raz spojrzała na piękny naszyjnik. Z jednej strony
pragnęła go włożyć i paradować w nim już od rana, ale z drugiej strony było jej
niesamowicie głupio przyjąć tak drogi prezent.
- Będę
musiała go oddać, jest piękny, ale nie mogę go przyjąć był za drogi. – Evans
spochmurniała trochę, jeszcze raz rzuciła przelotne spojrzenie na łańcuszek i
zawinęła z powrotem pudełko w papier.
-
Oszalałaś Lily?! – wykrzyknęła z niedowierzaniem brunetka. – Oszalałaś… -
dodała, gdy Evans pokręciła przecząco głową. – James, go nie przyjmie z
powrotem. – uśmiechnęła się z politowaniem.
- No
nie wiem, zobaczę, porozmawiam z Rogaczem. – uśmiechnęła się promiennie, po
czym wstała z łóżka i wołając zajmuję
łazienkę, zatrzasnęła za sobą drzwi toalety. Brunetka uśmiechnęła się sama
do siebie i nucąc pod nosem melodię kolędy zaczęła czesać włosy.
***
Wielka Sala w tym roku wyglądała jeszcze piękniej niż w
poprzednich latach. W każdym rogu stała duża choinka ozdobiona w kolorach
poszczególnych domów, największe drzewo ustawione było za stołem, przy którym
zasiadali nauczyciele. Przez całą długość pomieszczenia ciągnęły się piękne
girlandy z ostrokrzewu, ozdobione złotymi łańcuchami. Lily westchnęła, widząc
zaczarowane sklepienie, z którego teraz sypał śnieg. Jej oczy zaszkliły się niebezpiecznie, gdy
uświadomiła sobie, że to jej ostatnie święta w tym wspaniałym miejscu i ostatni
bożonarodzeniowy obiad. Zamrugała szybko
oczami, by odpędzić łzy i miejsce obok Rosie. Teraz w pomieszczeniu ustawiony
był jeden wielki stół, przy którym wspólnie zasiedli uczniowie i nauczyciele. Wielka
Sala nieco się wyludniła, wyjechali głównie uczniowie najmłodszych klas. Evans
uśmiechnęła się pod nosem, gdy James ukradkiem spojrzał na jej szyję w
poszukiwaniu naszyjnika. Chciała z nim porozmawiać, jednak do tej pory nie
miała kiedy. Minęli się na śniadaniu, później chłopcy gdzieś zniknęli knując
pewnie jakąś dziką intrygę na bal, a po obiedzie, Rosie zaciągnie Evans do
dormitorium i nie opuszczą go aż do balu. Bal! Porozmawiają na balu, w końcu to
z nim rudowłosa spędzi tę noc.
-
Wesołych Świąt chłopcy! – rzekła promiennie Lily, czekając aż dyrektor
powstanie. I rzeczywiście, nim Huncwoci zdążyli zareagować powstał dyrektor
Albus Dumbledore i wygłosił krótką przemowę.
- Moi
Kochani! Cieszę się, że mogę wspólnie z Wami spędzić kolejne święta Bożego
Narodzenia. W ten radosny czas życzę Wam wszelkiej pomyślności, a przede
wszystkim dużo zdrowia, radości, abyście zawsze, a szczególnie w tych trudnych
dla czarodziejów czasach, potrafili odróżnić co jest dobre, a co złe. Życzę wam
również prawdziwej przyjaźni i miłości, która jest silniejsza niż jakakolwiek
znana ludziom magia. Musimy pamiętać, aby teraz nie dzielić się tylko
jednoczyć, bo każdy z nas pragnie tego samego, w różnym tego słowa pojęciu, ale
wszyscy dążymy do naszego własnego spokoju. A teraz dłużej nie przeciągam.
Wesołych Świąt! Smacznego! – na stole pojawiły się różne pyszności: pieczony
kurczak, pudding, puree ziemniaczane i wiele innych. Uczniowie od razu rzucili
się do jedzenia.
Po skończonym obiedzie wszyscy ruszyli do swoich dormitoriów. James złapał Lily za ramię i pociągnął ją na bok zanim jeszcze opuściła Wielką Salę.
Po skończonym obiedzie wszyscy ruszyli do swoich dormitoriów. James złapał Lily za ramię i pociągnął ją na bok zanim jeszcze opuściła Wielką Salę.
- Ymm…
Lily, to o dziewiętnastej czterdzieści pięć, w Pokoju Wspólnym?
- Tak,
jasne. – posłała mu piękny uśmiech. Już miała odejść, jednak pomyślała, że
teraz jest idealny moment, aby zapytać Pottera o tajemnicze listy i prezent. –
Rogacz, czy mogę Cię o coś zapytać? – James pokiwał, wyczekująco głową, jednak,
gdy Lily otworzyła usta by coś powiedzieć, obok nich zjawiła się Rosie.
- No,
Rogasiu Kochasiu, wieczorem będziecie sobie słodko flirtować, a teraz muszę
ukraść Lilkę i trochę ją podrasować, żeby w nocy na balu wyglądała
oszałamiająco. – złapała rudowłosą pod ramię i ciągnąc ją do drzwi puściła do
Huncwota oczko.
-
Zawsze wygląda oszałamiająco! – chłopak krzyknął za nimi z zawadiackim
uśmiechem, zanim zniknęły z jego pola widzenia. Uśmiechnął się jeszcze szerzej,
wcisnął ręce do kieszeni i razem z tłumem uczniów opuścił pomieszczenie.
Chcę nową notkę!!!!!!!!
OdpowiedzUsuń